sobota, 30 sierpnia 2014

Wiedzieć, że jest taka dzielnica w Warszawie...

"Niech mi Pani daruje, na dzisiaj mam tylko jedną odpowiedź: wiedzieć. Wiedzieć, że jest taka dzielnica w Warszawie..." - pisał Brandys do Pani Z. w 1958 roku. O Żoliborzu.

Znudził mi się Szlak Słoneczny, mimo całego jego uroku, postanowiłam zmienić trasę na ciekawszą pod względem architektonicznym (trudno o architekturę na międzywalu, nieprawdaż), bardziej obfitującą w jadłodajnie i wodopoje (ekojabłka też mi się znudziły) i bardziej wymagającą fizycznie, bo podjazd na Most Północny jest o wiele trudniejszy, niż na Gdański czy inny Świętokrzyski.


A tymczasem nad Warszawą rozszalała się burza. Ulice zamieniły się w rwące potoki, dziewczęta zzuwały sandały i tańczyły boso w strugach deszczu, chłopcy bohatersko przeprowadzali staruszki na przystanki autobusowe, młoda matka zdążyła tylko wyjąć z wózka niemowlę, kiedy wózek odpłynął w dół alei... Miasto rozwyło się i rozświetliło migaczami bojowych wozów strażackich.

Przeczekawszy ścianę deszczu w zacisznej kawiarni, przetarłam siodełko, założyłam sztormiak i popedałowałam w podróż sentymentalną Aleją Wojska Polskiego.
Dawno, dawno temu, kiedy woziłam jeszcze słoiki od Matuli, mieszkałam w okolicach ulicy Or-Ota. Był bury listopad, właścicielka pokoju tłumaczyła, że mam zakładać ciepłe majtki, inaczej ustawiać rzeczy w lodówce i nie zużywać tyle wody do mycia. Tęskniłam straszliwie do Matuli i rodzeństwa, słoiki się kończyły, oszczędzałam pieniądze z korepetycji na prezenty gwiazdkowe. Włóczyłam się więc po cudnych uliczkach Żoliborza Urzędniczego, szczególnym uwielbieniem darząc dworkową Wieniawskiego, i zaglądałam w miękko oświetlone okna z koronkowymi firaneczkami.

Marzyłam, że kiedyś tam zamieszkam, w takim właśnie starym dworku na Wieniawskiego, mniej mi się podobały modernistyczne wille, były bure i dość odrapane - dziś wiele z nich cieszy oko lśniącą nawet w deszczu bielą i pięknem geometrycznej bryły.





Mój ulubiony okres w architekturze przesuwa się zdecydowanie w kierunku międzywojnia, bo wtedy właśnie Żoliborz powstawał. Zaraz napiszę o międzywojennym żoliborskim "blokowisku".


Wracając do cytatu z początku wpisu: na Żoliborzu przez cały dwumiesięczny okres rocznicy Powstania praktycznie na każdym budynku powiewa biało-czerwona flaga.



czwartek, 28 sierpnia 2014

Fort Śliwickiego



Powstanie osiedli Praga I, II i III umożliwił ten właśnie niepozorny budynek, którego nie widać ani z Jagiellońskiej, ani z Wybrzeża Kościuszkowskiego, ani z Mostu Gdańskiego, ani Wybrzeża Puckiego. Jedyne, co widać, to stosunkowo nowe osiedle utrzymane w niebieskiej kolorystyce tam, gdzie do niedawna "nie było nic" i pokoszarowy budynek z cegły przy linii tramwajowej wzdłuż Jagiellońskiej.
Od Wybrzeża Puckiego  gęste zarośla otacza siatka zwieńczona drutem kolczastym, co skutecznie zniechęca do penetracji - a zupełnie niesłusznie, bo siatka ma zawsze otwartą bramę z asfaltowymi alejkami, po których spacerują bażanty. I ogradzała coś w rodzaju parku, który dziś doszczętnie zdziczał. Dalej są ruinki chyba stacji benzynowej, parking, plac zabaw, resztki kanoniery i fortu Cytadeli - w podwórku współczesnego osiedla. Na kanonierze bawią się dzieci. Na północnej stronie jest tablica, że zabytek wyremontowano w czynie społecznym siłami ZOMO w 1971 roku. 

I zupełnie nie przypomina to niedostępnych murów po drugiej stronie Wisły.

Fort Śliwickiego utracił znaczenie po wybudowaniu nasypu kolejowego i wysokiego mostu, ale wcześniej miał bardzo duże znaczenie dla otoczenia - przez fort Praga nie rozwijała się w kierunku północnym - Rosjanie nie życzyli sobie murowanej zabudowy w esplanadzie. Kto mógłby pomyśleć, że sto pięćdziesiąt lat później nie tylko, że w esplanadzie - na dziedzińcu wybudują "im" wielopiętrowe bloki...

środa, 27 sierpnia 2014

Rektorat

Przychodzi baba do lekarza ze studentem w dupie.
- Co pani jest?
- Rektorat.


Tak mniej-więcej można opisać wizytę Historyka w punkcie rekrutacyjnym SP 355. Tylko zamiast studentów są dzieci, a zamiast rektoratu - sekretariat.
Jak się Historyka wkurzy, to zaczyna on zwiedzać różne instytucje. Tym razem chyba wystarczy mu uznanie, że zła matka Przelatka zmienia jej szkołę na nowowybudowaną, a środowisko na bałaganiarskie, a Przelatki nie lubią chaosu. Ale jeśli jeszcze raz wyślę Historyka do szkoły, to...

Obawiam się, że będziemy problemowymi rodzicami, bo ośmieliliśmy się również wnioskować o dodatkowe lekcje języka polskiego na podstawie Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 1 kwietnia 2010 r. w sprawie przyjmowania osób niebędących obywatelami polskimi do publicznych przedszkoli, szkół, zakładów kształcenia nauczycieli i placówek oraz organizacji dodatkowej nauki języka polskiego, dodatkowych zajęć wyrównawczych oraz nauki języka i kultury kraju pochodzenia (Dz. U. z dnia 9 kwietnia 2010 r.), jeżeli polonistka oceni, że Przelatek tego potrzebuje.

Usiłowano nam wmówić, że Przelatek dostąpiła łaski, że została przyjęta do rejonowej szkoły.
Hmm.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Mało, że słoik, to jeszcze blondynka!

Ja nie wiem, jak można być taką blondynką.
Mieszkam w Warszawie od 1996 roku. Na niewłaściwym, prawym brzegu - od 2001. I dopiero całkiem niedawno, dzięki rowerowi, odkryłam... Port Praski.
OK, wiedziałąm, że Port Praski istnieje. Ale przekonana byłam, że to jakaś inna nazwa Portu Żerańskiego, który mijam co najmniej dwa razy dziennie, i zastanawiałam się nawet, gdzie tam można wybudować osiedle, o które jest tyle hałasu. Dopóki nie okazało się, że moje plany na któryś piątek poszły się były kochać i postanowiłam zrealizować krótką wyprawę fotograficzną po zapomniane przeze mnie obiekty na Starej Pradze. A ponieważ wcale mi się nie spieszyło, dawałam się uwieść bocznym ścieżkom - m.in. arcysympatycznemu miejscu między mostem Świętokrzyskim a pomnikiem Pięć piw proszę, pardon, Kościuszkowców. Droga dla rowerów biegnie tam wzdłuż ulicy, a ścieżka - wzdłuż rozlewiska Wisły, i jest cuuudna. I kończy się w kanale. Chciałam kanał objechać i wylądowałam przy posterunku Policji rzecznej. Wróciłam, przejechałam przez mostek, a potem pod mostkiem, i musiałam wnieść rower po schodkach do Kościuszkowca. Okazało się jednakowoż, że wielbiciel browarków jest ogrodzony ze wszystkich stron deweloperskim płotem z napisem "Port Praski".
Nie dałam za wygraną. Dokonałam czynu heroicznego - przejechałam do Okrzei jezdnią. Płot miał bramę, brama była otwarta, na horyzoncie majaczyła kamienica. Zdobyłam kamienicę. To jedyny budynek od początku ulicy Zamojskiego, i od razu nosi numer 15. Poza numerem nosi ślady kul po zaciętych walkach z 13 września '44, kiedy ten od piw zdobywał Pragę.
Miałam możliwość zejść do samego portowego wału, ale miejsce było bardzo zarośnięte, ja w sandałach, ludzi w pobliżu brak, a w krzaczorach jacyś mogli się znaleźć i wolałam ich nie spotkać. Usiłowałam przebić się przez Zamojskiego, mającą tu postać zdziczałego chodnika, ale znów zawrócił mnie deweloperski płot. 
Udało mi się dopiero przy zabytkowych zabudowaniach Straży Pożarnej - wlazłam na wał, ale od portu odgradzały mnie cudowne pnącza z poukrywanymi w nich furteczkami.
Za jedną z furteczek dojrzałam kury.
I dopiero przy samym wiadukcie kolei średnicowej udało mi się dojrzeć jeden z trzech basenów portowych. O, blondynko! Myślałam, że jedyny, i oddaliłam się z tego czarownego miejsca!



Obejrzałam za to ze wszystkich stron Straż i praskie slumsy. I obfotografowałam, nie bez drżenia kolan.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Zasłyszane przez skype

Dzwonię do dzieciaków co jakiś czas.


- Ale dlaczego ona ma focha, czy ona chce, żebym ja miał poczucie winy?


- Na torze cartingowym jechałam powoli, bo ja jestem kobietą. Kobieta ma bezpiecznie dowieźć dzieci do domu, nieważne, czy zrobi to powoli, czy szybko, ona ma to zrobić bezpiecznie, nie mogłam szaleć, jak Przyjaciel!



- Jak to, jedziecie do spa? Beze mnie? Babciu, babciu, ja chcę do mamy! Wam to dobrze, możecie się leniwić, a nas dziadek zawsze tak przegoni, że po powrocie do domu wyciągamy kopytka! I nawet nie mam siły wziąć pilota do ręki!

- Tata martwił się, że szczeniak zamknięty w moim pokoju zdemoluje drzwi. A on zdemolował cały pokój, ale drzwi zostawił...


sobota, 23 sierpnia 2014

Gra uliczna



Zupełnie nieoczekiwanie trafiłyśmy z Przelatkiem na grę uliczną. Wszystko przez to, że jestem blodnynką i nie znam się na kalendarzu. Chciałam jechać na rowerową wycieczkę patriotyczną po Białołęce (jutro jest), a trafiłam na piknik i grę. I zupełnie nieoczekiwanie mnie wciągnęła. To, że wciągnęła Przelatka samo w sobie też jest nieoczekiwane. Jeździłyśmy po Tarchominie, wpadając na nieznane nam wcześniej miejsca dla dzieci, w których trzeba było realizować różne zadania. Przy okazji - doskonała reklama dla tych miejsc dla dzieci - sklepów, sal zabaw i Helen Doron. 

Mój koń mi się ochwacił - coś jest nie tak z przerzutkami, które mam w piaście, więc sama nie dam rady sprawdzić, co się stało, albo z hamulcem-torpedą, w każdym razie koń nie nadawał się do użytku. Pożyczyłam konia od męża - jazda na rowerze z ramą jest pewnego rodzaju wyzwaniem, zwłaszcza, że rama ta należy do faceta o wzroście powyżej 190 cm, a Słoiczka do koszykarek nie należy... Ale że koń się ochwacił, kiedy stajnia (serwis na Mehoffera) nie działała, to będzie czekał co najmniej do poniedziałku na naprawę...

Nie ma więc tego złego, co na dobre nie wyszło - doskonała zabawa, udana wymiana roweru, drugie miejsce i świetne nagrody, i wspaniałe plany na za trzy tygodnie.

piątek, 22 sierpnia 2014

W malowniczym zakątku Warszawy, otoczony sosnowym lasem...

mieści się największy w Europie zakład penitencjarny.
Ja nie żartuję z tym malowniczym zakątkiem, tutaj, na oficjalnej stronie możecie sobie przeczytać.
Skądinąd Białołęka Dworska faktycznie jest bardzo ładna, choć Klawiszewo (osiedle Ciupagi 2) może niekoniecznie.
W czasach, kiedy minimum dwa razy w tygodniu bywałam w okolicy, ponuro żartowano, że mieszkańcy Ciupagi 2 po uzyskaniu pełnoletności zmieniają adres na... Ciupagi 1. Czyli drugą stronę muru.
Klawiszewo, jak sama nazwa wskazuje, to osiedle dla funkcjonariuszy SW, funkcjonariuszy emerytowanych i ich potomków. Nieco się zdegenerowało przez ostatnie pół wieku, erozji uległa zarówno substancja mieszkaniowa, jak i morale miejscowych. Tak, całe pół wieku, jest to jedno z pierwszych powojennych więzień w Polsce. Podobno jeden z pawilonów miał mieć cele dwuosobowe z łazienkami - dla dygnitarzy. Kiedy w latach osiemdziesiątych "Białołęka" stała się największym chyba ośrodkiem internowania, takich luksusów jednak nie stwierdzono.
Pawilonów jest pięć, a osadzonych - półtora tysiąca. Przejścia są podziemne, kierunki ruchu poodzielane, bezpiecznie i w ogóle. Gorąco polecam oficjalną stronę. Reklama, normalnie, jak szkoły albo ośrodka wczasowego.  Cud, mjut i orzeszki.
Poza młodocianymi i alimenciarzami (bo to lekkie więzienie) siedziała tam cała dzisiejsza i historyczno-najnowsza elita władzy, z Panem Prezydentem włącznie.
Warto przejechać obok, wybierając się na przejażdżkę rowerową.
Choszczówka, Dworska i Szamocin to miejsca zdecydowanie przez słoików niezamieszkane. Zachowały klimat przedwojennego letniska. Na przejażdżkę nadają się idealnie, dróg dla rowerów tam raczej nie ma, ale są leśnie ścieżki, a ruch uliczny stosunkowo niewielki. 

środa, 20 sierpnia 2014

Puste stacje

Czasami zdarza mi się zaspać - jak każdemu, zapewne. Czasami muszę być w pracy o bardzo konkretnej porze, a czasami bardzo elegancko ubrana i nie mam czasu się przebrać. Czasami leje jak z cebra. Wtedy do pracy jadę autobusem.
Po robocie biorę veturilo (mam niedaleko trzy czy cztery stacje) i jadę się szwendać. Zostawiam na stacji, włóczę się pieszo, podjeżdżam tramwajem, znów wypożyczam rower, jadę do domu. Ostatnio po szwendaniu znalazłam się przy rondzie Czterdziestolatka.
Stacja pod Mariottem - pusta.
Stacja na rogu Marszałkowskiej - pusta.
Stacja pod domami Centrum - pusta.
Stacja przy Królewskiej - pusta.
Stacja na pl. Bankowym - pusta!
Mijałam pieszo osiedle Za Żelazną Bramą i konsultowałam się telefonicznie z prywatnym Historykiem na temat objętości wywożonych gruzów i obszaru getta, skarżąc się jednocześnie na brak jednośladów. Historyk zasugerował, cobym wsiadła do metra.

- A w życiu! - oburzyłam się. - Tam jest za dużo ludzi, duszno i w ogóle beznadziejnie! I nic nie widać! Ja chcę rower!

Na szczęście pod Grubą Kaśką też była stacja, trochę schowana, więc było nawet z czego wybrać. NB całkiem niedawno przekonywałam Historyka, że metro to taki doskonały, szybki środek transportu, i czego on w ogóle chce od ZTM w godzinach szczytu, zwłaszcza w wakacje, kiedy jest puściutko...

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Poczta, biustonosze i sedesy





Wspomniałam w poprzednim poście coś o surfowaniu?

Zafascynowała mnie postać Bohdana Lacherta, jego wizja Muranowa przypominała mi bardzo mój ulubiony modernizm, a muranowskie galeriowce tak jakbym gdzieś już widziała.
I rzeczywiście. Niemal codziennie mijałam takowy, przyklejony do budynku poczty na Targowej. Zaprojektował go... Lachert ze swym najlepszym kumplem, Szanajcą. Poczta z galeriowcem mają kolor spranych gaci, dokładnie taki, jak osiedle Praga I, położone tuż obok, za cerkwią. I ulicę Szanajcy mają tam niedaleko...
Podążyłam tym tropem. Aha, Pragę I projektowali Syrkusowie, zaprzyjaźnione z Lachertem i Szanajcą małżeństwo, wspólnie tworzyli grupę architektów Praesens. Kolonię wymyślili jeszcze przed wojną, a zrealizowali zaraz po niej. Zdążyli przed "jedynie słusznym" nurtem w architekturze. Gieysztor i Kumelowski od Pragi II (plac Leńskiego, tfu, Hallera) nie mieli już tyle szczęścia, i ich osiedle podejrzanie przypomina okolice Andersa (Brukalscy i młodziutka Andrzejewska z Szurmiakiem) i MDMu, chociaż przepych o wiele mniejszy.

Za Syrkusami będę się musiała wybrać na Żoliborz, a wcześniej - na Saską Kępę, bo całe towarzystwo budowało tam wille.

Ale wróćmy do naszych baranów.
Lachertowi inwestor zepsuł trochę wizję Muranowa, każąc dolepiać socklasycystyczne ozdóbki. A już zupełnie bezlitośni byli dla niego warszawiacy, którzy złośliwie przechrzcili jego projekty: na rogu Nowego Światu i Chmielnej stoi dom "Pod Biustonoszami", a przy Marszałkowskiej - "Pod sedesami". O ile biustonosze się nie zmieniły, to sedesy przeszły sporą modernizację, a niedługo mogą całkiem zniknąć. Chodzi o siedzibę banku PKO na rogu Marszałkowskiej i Moniuszki. Przed wojną stała tam kamienica towarzystwa ubezpieczeniowego "Rosja", zaprojektowana przez Brukalskiego (ale nie tego od ul. Andersa) i przebudowana przez samego Marconiego. Kamienica wzięła i się spaliła, a na jej resztkach (nowoczesne były, żelbetowe, sporo zostało) Lachert wybudował PKO. Zostawił historyczną fasadę, tylko... przysłonił ją kratownicą z charakterystycznymi oczkami.

Dziś sedesów już nie ma. Są eleganckie zielone kratki. A podobno i one mają zniknąć, bo coś tam projektują wysokiego.
Ręce precz od Ściany Wschodniej!

Zdjęcia historyczne pochodzą ze strony http://www.warszawa1939.pl/


sobota, 16 sierpnia 2014

Słoicze historie

Łażenie po Warszawie jest jak surfowanie po internecine - trafiam na mural na Pradze, idę do murali na Muranowie, stamtąd śladem Lacherta trafiam znów na Pragę, a stamtąd...
Chciałam sobie zrobić porządną podbudowę teoretyczną. Miejscem oczywistym do takiej podbudowy - i prawdopodobnie miejscem, którego nie chciałaby odwiedzić Przelatek - wydało mi się Muzeum Warszawy.

Wszystko ekstra, tylko muzeum jest w remoncie. Siedziba główna, znaczy. Oddział - Muzeum Pragi jest w organizacji (ma świetną stronę internetową). Oddział - Piwnice staromiejskie na zdjęciach wyglądają na puste, zrewitalizowanych turystycznie piwnic trochę się w życiu naoglądałam. Trafiłam do Muzeum Woli.

Trafiłam - dobrze powiedziane, bo sporo kluczyłam po metalowych ulicach, pytając się ludzi, którzy też nie bardzo wiedzieli, gdzie są. Złota, Żelazna, Platynowa, Miedziana, plątanina i nieoczekiwane skrzyżowania. I ni stąd, ni z owąd - Srebrna 12, XIX-wieczny pałacyk Sikorskiego między blokami. Coś się miało dziać, przed pałacykiem rozkładano białe krzesełka, dźwiękowiec sprawdzał mikrofony, wstęp na ekspozycję był wolny, wszędzie pałętało się dużo ludzi.

Więc znów trafiłam - do dwóch sal. W jednej - sali jednego eksponatu - fantastycznie zrobiona ekspozycja wybuchającego Prudentialu. W drugiej - gratka dla słoika, wystawa "Nowi Warszawiacy - historie awansów społecznych w drugiej połowie XIX wieku".

Pierwsze zdanie wystawy będzie moją sygnaturką na forach.
"W 1882 roku przeprowadzono pierwszy spis powszechny w Warszawie. Wyniki pokazały, że blisko połowa ludności to ludność napływowa".
Słoiki i warszawiacy! Idźcie do Muzeum Woli i sprawdźcie, czy ówczesne miasto miało takie same problemy ludnościowe i identyfikacyjne, jak obecne!
Polecam wystawę, doskonała. Z pokazem slajdów w 3D (są specjalne okulary). Ze słuchowiskiem. Z filmikami. Do 24 października.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Chciałbym tylko iść, a idąc, depczę

To nie tylko Muranowa dotyczy.
Białołęki też.
 
Wiecie, kto zbudował śliczne wały przeciwpowodziowe, po których tak chętnie spacerujemy z wózkami czy jeździmy na rowerze?
Żydzi z obozu w Piekiełku.
Wiecie, gdzie byli chowani ci, którzy umarli z głodu i przemęczenia przy pracy bądź zostali zastrzeleni za jakieś przewinienie?
W wale.
 
Piekiełko, jakby ktoś nie wiedział, jest mniej-więcej tam, gdzie przystanek Ekspresowa. Do obozu trafiali Żydzi z getta w Legionowie, czasem też z Warszawy (pamiętajmy, że Białołęka nie była wówczas Warszawą).
 
Masowe groby mogą też znajdować się w okolicach nasypu kolejowego pomiędzy Płudami i Choszczówką. Jesienią 1942 lub 1943 w niedzielne południe przywożono tam ciężarówki z ludźmi, słychać było serie, a ciężarówki odjeżdżały puste.
 
W Powstaniu Białołęka nie brała udziału - po pierwsze, nie była Warszawą, po drugie, po praskiej stronie Wisły zryw był krótkotrwały i bardzo trudny. Ale na przełomie września i października toczyły się tutaj bardzo zażarte walki i kilkakrotnie przechodził front. Cegły pod nowiutkim tynkiem przychodni na Majorki są zryte kulami...

wtorek, 12 sierpnia 2014

Murale na Muranowie

Zafascynowana muralem na Mińskiej 12 postanowiłam zobaczyć więcej. Tak trafiłam na murale na Muranowie.

Muranów nie jest osiedlem, które odwiedzają warszawianie czy goście stolicy. Podwórka, schodki, półokrągłe bramy, liczne górki stanowią naturalne odgrodzenie i podkreślenie prywatności, mimo, że nie ma tam płotów i siatek. Nie ma tam także żadnego "centrum" - "rynku" czy placu, który by jednoczył mieszkańców (choć był planowany).
Muranów to miejsce niesamowite. Niesamowite pod każdym względem.
To osiedle zbudowane na ruinach i z ruin. Na szczątkach ludzkich - i prawdopodobnie ze szczątków. Stąd tyle wzniesień - to po prostu nieuprzątnięty gruz. Pod gruzem - zasypane piwnice. Dzielnica Północna, getto, niszczona była metodycznie, kamienica po kamienicy. Nie zostało z niej nic, prócz kościoła św. Augustyna z wysoką wieżą i budynku domu starców przy Nowolipki 20, tuż obok kościoła.
Wielka szansa dla architektów, doskonale wykorzystana przez Bohdana Lacherta. Osiedle - utopia, która się jednak - mimo wszystko - sprawdziła. Ludzie tu żyją i chcą żyć, mimo maleńkich mieszkanek i mimo duchów autochtonów, które nijak nie opuszczą tego miejsca.
Jak wyglądało to miejsce kiedyś? Pewnie tak, jak stara Praga, przed wojną w połowie zamieszkała przez Żydów. Na Muranowie Żydów było jeszcze więcej, mieli tu swoje kamienice, bazary, podwóreczka, sklepiki, szopy (zakłady rzemieślnicze). Wielopiętrowe eleganckie centra handlowe sąsiadowały z drewnianymi parterowymi składzikami, tętniło tu życie.
Dziś jest spokojnie i utylitarnie. Sympatyczne domki o ludzkiej skali, mnóstwo zieleni i ścieżki rowerowe. Maleńkie przedszkola, żłobki i inne takie, z galeryjkami wspartymi na słupkach. Monumentalne Muzeum Historii Żydów Polskich na północnym krańcu.
I ta świadomość, że "chciałbym tylko iść, a idąc - depczę" (Jerzy Ficowski).

Nie będę się rozpisywać, wszystko można przeczytać tu i tu.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Nowy Zjazd 1

Byłam przekonana, że Mazowieckie Centrum Stomatologii przy moście Śląsko-Dąbrowskim to koszmarek z lat sześćdziesiątych. Dziwiłam się nawet, co on tam, u diabła, robi, w takim niewygodnym miejscu, komu taka głupia myśl do głowy przyszła.
Aż obejrzałam "Miasto ruin". I kamienica nad samą Wisłą, przy zniszczonym moście Aleksandryjskim, Kierbedzia znaczy, stoi jak byk, choć niewiele więcej w okolicy stoi.

Okazało się, że przed wojną nie wyglądała wcale jak samotny dziwoląg, stanowiła część pierzei Nowego Zjazdu, i mieściło się w niej mnóstwo interesujących instytucji, takich jak Muzeum Kolejnictwa, komenda Policji (w czasie wojny też, był to silny punkt niemieckiego oporu, niezdobyty przez powstanców), biura fabryki Schichta i reklama mydła Jeleń. A wcześniej jeszcze, w 1868 roku, budynek miał trzy piętra i superowską kotłownię z wielkim kominem, bo wybudowany został dla łaźni parowej Michaiła Żdanowicza.

Zainteresowałam się fabryką Schichta - mieści się na Szwedzkiej (zakłady Pollena-Uroda), ma być - albo jest - rewitalizowana, kiedyś też tam podjadę! Dawno, bardzo dawno temu jeździłam Szwedzką do chałturki - komin fabryczny fascynował mnie już wtedy, choć nikt wówczas (a na pewno nie biedni studenci) nie słyszał o loftach...

sobota, 9 sierpnia 2014

Zdjęcia

Na blogu - zarówno w starszych, jak i w nowych postach - zaczęły pojawiać się zdjęcia :) Patrzcie i podziwiajcie. Zwłaszcza Szlak Słoneczny jest wg mnie wart obejrzenia. Patrzcie i zazdroście :) 

piątek, 8 sierpnia 2014

Targowa 15

Fascynowała mnie chyba od zawsze ta kamienica. Po pierwsze, na jej elewacji, widocznej od mostu kolejowego czy Al. Zielenieckiej, widnieją reklamy Fotonu i Jubilera. Muszę się poduczyć o funkcji reklamy w PRL, Foton był de facto monopolistą w branży medycznych błon rentgenowskich (firma istniała od 1936 roku na Woli - początkowo pod nazwą J. Franaszek S.A., budynek fabryki został zniszczony w Powstaniu, maszyny wywiezione do Rzeszy, częściowo w 1947 roku zakłady odbudowano i znacjonalizowano), Jubiler to był chyba ten z rogu Alei i Kruczej, w każdym razie kształt napisu był taki sam, jak kształt neonu, który długo zdobił śródmiejską kamienicę. Na co im były reklamy?

Po drugie, zastanawiałam się, gdzie kamienica ma front, skoro od Targowej zdecydowanie ma podwórko... ale frontu, okazuje się, nie miała. Podwórka ma dwa - od Targowej i drugie, studnię, bo jest na planie litery H, na tyłach H jest jakaś kamienica, z boku pewnie też kiedyś były, bo jak inaczej wytłumaczyć brak okien na powierzchni reklamowej? Wybudował ją jako czynszówkę i lokum własne Juliusz Nagórski, zaprojektował sobie penthouse z widokiem na miasto, a frontowe podwórko miało doświetlać mieszkania. Żadnych dzieci! Nagórscy dzieci nie mieli i bachorów w okolicy sobie nie życzyli, najemcy więc, przynajmniej na początku, nie mogli być obarczeni drobiazgiem. Kamienica była zaopatrzona w windy, które wg relacji mojego Historyka (ja nie przebiłam się przed domofon) nadal służą mieszkańcom.


Z penthousu hitlerowcy kontrolowali główną praską ulicę przy pomocy działek artyleryjskich, kamienica zresztą całkiem nieźle przetrwała wojnę, tylko jeden pocisk przebił dach i kilka kondygnacji - ale nie wybuchł, został po wojnie zakopany przez dozorcę. Ciekawe, czy zostanie kiedyś odnaleziony? Na Żelaznej odkopano niedawno 47 bomb lotniczych, Białołęka co roku rodzi jakiś niewybuch...

Objechałam kamienicę dookoła. Na jej tyłach są najprawdziwsze na świecie slumsy, przerażające ceglane budowle z podwórkami bez romantycznych kapliczek, cuchnącymi moczem i wymiocinami. Klatki schodowe nieremontowane równie długo, jak same kamienice (czyli zapewne nigdy), wersalki z wystającymi sprężynami zamiast ławeczek. Dokładnie po drugiej stronie ulicy - lśniąca nowością eMka wejścia do metra "Dworzec Stadion" i wylot Trasy Świętokrzyskiej w budowie.

środa, 6 sierpnia 2014

Mińska

W Noc Muzeów Przelatek odwiedziła "Czar PRL", a ja stałam w kolejce do Wedla. Teraz postanowiłam nadrobić stratę, wzięłam rower i udałam się na Kamionek. NB bardzo polecam rower (własny czy Veturilo) do zwiedzania Warszawy - zobaczyć można znacznie więcej, niż samochodem, i znacznie szybciej, niż pieszo.

Fotografowałam więc praskie kamienice, pozbawione w większości tynków albo zaopatrzone w siatki na spadajace fragmenty elewacji. Fotografowałam wielkoformatowe dzieła sztuki, którymi osłonięto niektóre fronty - zamiast reklam. Zaglądałam na podwórka z obowiązkową figurką Matki Boskiej w błękitnym płaszczu, otoczonej zielenią.

Znalazłam budynek praskiej PASTy, zryty kulami, na jeden dzień zdobyty przez powstańców w '44. Obejrzałam teren Fabryki Wódek "Koneser" - opustoszały i martwy. Byłam tam w czasach przedmoskiewskich - odniosłam zupełnie inne wrażenie. Dziś budują tam super-ekstra-przestrzeń-pofabryczną-z-loftami, może dlatego w upalne niedzielne popołudnie panowała tam tak przerażająca cisza.

Ale Mińska, będąca celem mojej podróży, zrobiła na mnie największe chyba wrażenie. Zaczęło się od fascynującego muralu na Mińskiej 12 autorstwa brytyjczyka Phelgma. Kamienica po wykupieniu przez właściciela stoi pusta, grozi zawaleniem, a czarny zamek góruje nad brukowanym kocimi łbami placem.

Soho Factory było miejscem absolutnie przeze mnie nieoczekiwanym. Śliczne XIX-wieczne budynki pofabryczne z drewnianym obelkowaniem, bocznica kolejowa z lokomotywą spalinową, elegancka restauracja z pianistą pod neonem "Warszawa Wschodnia", i w ogóle - wszędzie neony, neony, neony - bo muzeum neonów tam jest. I loftowo-dizajnowe instytucje, NGOsy, architekci i tacy tam.


Po drugiej stronie Mińskiej, na zamkniętym terenie fabrycznym, w budynku, reklamowanym jako stalinowski (wyobraziłam sobie socrealistyczny blok mieszkalny i zdziwiłam się, skąd on na Kamionku - ale to był budynek produkcyjny) - urokliwe, nostalgiczne muzeum PRL-u - odtworzone mieszkanko, saturator stacjonarny ze szklanką na łańcuchu, budka telefoniczna nieczynna z powodu braku telefonu, lada sklepowa, oranżada i puste haki. Reklamowane jako "cold war era" i zrobione chyba specjalnie dla uczestników wycieczek AdventureWarsaw - wagabund z różnych stron świata, nocujących w hostelach. Klimatyczne miejsce.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Zasłyszane z tylniego siedzenia samochodu

Młodą odwiedził najlepszy przyjaciel, dawno niewidziany, razem spędzają wakacje u dziadków.
W drodze w Góry Świętokrzyskie Przelatek szczebiotała:


- To jest bardzo dobra trasa, bardzo szybka, bo często jeździmy do dziadków i tata już na tej trasie obejrzał wszystkie cmentarze. Bo normalnie to on się pod każdym drzewem zatrzymuje, a cmentarz Żydów to już jakaś porażka, żadna siła go nie powstrzyma, nawet ja!


(W drodze powrotnej, bez Przelatka, usiłowaliśmy odszukać cmentarz żołnierzy AK przy bocznej dróżce, niestety, był zakaz wjazdu do lasu, a od zakazu do miejsca spoczynku jakieś 2 km w upale).


- Słuchaj, ale nie możesz tak szybko jeść! Ty jesz jak jakiś wygłodniały drapieżnik, nic dla mnie nie zostawiłeś, jak jakiś traktor, o, jak kombajn!


- Pamiętaj, jak już będziemy mieli dzieci, nigdy nie zostawiaj mnie z dziećmi w samochodzie z włączonym alarmem!
- Ale ja nie będę miał samochodu... (ostrożnie wspomina przyjaciel, nie jest pewien, że ożeni się z tą akurat dziewczyną).
- Ale ja będę miała!
- No to ty pilnuj, żeby nie włączać alarmu, kiedy będziesz szła do McDonalda.


- Babcia pędziła w górę jak szestnastka, nie mogliśmy nadążyć, ale trzymałam Wicka (szczeniak) na smyczy i on biegł za Babcią, a ja się bałam go puścić, więc biegłam za nim, i tak mnie wciągnął!


- Słuchaj, i ten wariat miał naprawiać mój flet, zatkał go jakimiś korkami i pokazywał, że naprawił, i zapłaciliśmy stówę, a wcale nie naprawił, i krzyczał na mnie, że mam złe zadęcie, a sam nie umie, i dopiero drugi dokręcił e-mechanikę, jak moja pani, ja wiedziałam, że tam trzeba tylko coś dokręcić, i zrobił to bezpłatnie, tacy ludzie mieszkają w Otwocku! (nie polecam naprawy instrumentów dętych w Warszawie, polecam mistrza w Otwocku).

- I zrobiłam salto na rowerze, i spadłam, i mama spytała, czy żyję i czy nic mnie nie boli, ale pojechałam dalej, i mama powiedziała, że jak boli, to mam powiedzieć, to pojedziemy nie do metra, tylko do szpitala Bielańskiego, bo jej się SOR podobał, to powiedziałam, że boli, ale nie jest złamana, ale nie kazała mi grać na tym zepsutym flecie nawet jak go naprawili, bo mam oszczędzać rękę. Ale od razu było wiadomo, że nie złamana, bez zdjęcia, bo przecież nie dojechałabym z mostu do szpitala ze złamaną ręką, conie? Ale czekaliśmy tam dwie godziny, żeby to powiedzieli i mama już nie jest tak bardzo zachwycona tym SORem.