czwartek, 30 kwietnia 2015

Biblioteka na Świętojańskiej


From 31 01
Jeśli kogoś interesują książki o Warszawie, w portfelu pusto, a na półkach brakuje miejsca, to oczywiście udaje się do biblioteki. Najlepiej na Koszykową, bo tam jest specjalna czytelnia varsavianistyczna. Ale niektórzy nie są tak zaawansowani, żeby im potrzebna była cała czytelnia, Koszykowa bywa nie po drodze, i w ogóle.
Podobno druga co do zaopatrzenia w varsaviana biblioteka w stolicy to ta na Świętojańskiej. Rzeczywiście, mają cały regał przyjemnych książeczek i jeszcze trochę w magazynie - z którego zamówienia przynoszą znacznie szybciej, niż w bibliotece Stołecznej :D

I to taka sympatyczna biblioteka. Pachnąca starymi meblami, pluszowymi siedziskami, książkowym kurzem. Cicho tam i spokojnie - już zapomniałam, jak wygląda taka czytelnia z prawdziwego zdarzenia, gdzie rozmawia się szeptem lub półgłosem i tylko z bibliotekarzem. Na parterze jest czytelnia czasopism, masowo odwiedzana przez emerytów, którym szkoda jest paru złotych na gazetę.

I w ogóle - to jest inny świat. Ale taki zupełnie inny, jakby brama staromiejskiej kamieniczki była portalem czasoprzestrzennym. Bo przecież kamienica Gautierów, renesansowo-barokowa z wierzchu, w środku jest zupełnie socrealistyczna, bo wybudowana po wojnie. Ma piękne drewniane drzwi z charakterystycznymi klamkami z lat pięćdziesiątych i śmieszne stare kafelki w łazienkach, ma potężne stoły z litego drewna i proste, acz wygodne krzesła. I cisza, panująca w środku, zupełnie nie pasuje do wielonarodowego turystycznego gwaru na Świętojańskiej, tuż obok Katedry. Ciekawe przeżycie.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Królewska 23



From 31 01



Jechałam sobie Królewską i zaskoczyła mnie ta kamienica - bo z Królewskiej wszak nic nie zostało. Prawie. Jakaś dziwna mi się wydała, narożna taka - czy tam uliczka była, czy ki diabeł?
Okazuje się, że to jest oficyna frontowa, i nie było żadnej uliczki, tylko dziedziniec od ulicy. Należała do Maksa Gurewicza, który postanowił górować nad okolicą - i podobno długo była najwyższym budynkiem w okolicy. Na szóstym piętrze był taras z pięknym widokiem na Ogród Saski i piszczące w tamtejszym kąpielisku dzieciaki. Gurewicz zamówił domek u Edwarda Ebera, dość popularnego wówczas architekta, autora kilkunastu do dziś zachowanych (!) budynków z początku XX wieku.
Oprócz kamienicy Gurewicz posiadał znaczne udziały Towarzystwa Akcyjnego Zjednoczonych Fabryk Lamp. Palników i Wyrobów Metalowych Bracia Bruner, Hugo Szneider i R. Ditmar "Metallamp", którego siedziba mieściła się właśnie przy Królewskiej, 23. Sama zaś fabryka to nic innego, jak odkryte przeze mnie jesienią urokliwe zabudowania dawnej Polleny na rogu Strzeleckiej i Szwedzkiej na Pradzie... Zatrudniała w 1911 roku, kiedy przejął ją Gurewicz, 600 pracowników, i miała 120 000 rubli obrotu i silnik parowy! Normalnie nowoczesność w domu i zagrodzie!
Właścicielowi tuż przed wojną udało się (chyba) wyemigrować. Reszta rodziny zginęła w getcie...

niedziela, 26 kwietnia 2015

Ścianka



Młoda lubi parki linowe i wspinaczkę. Wybrałyśmy się więc do Murallu na ściankę, a raczej ścianki. Mnie tam wspinaczka nie rajcuje, więc ograniczyłam się do dziecięcych ścianek, Młodej podobały się bardzo - ale w tym wieku lepiej tam chodzić z kumplami, a nie z matką.
W Murallu można sobie kupić kawę i batonika i posiedzieć przy stoliku, kiedy młodzież szaleje na dole. Myślę, że może to być też fajne miejsce na urodziny. Podobało nam się. 

sobota, 25 kwietnia 2015

Grzeczne dziewczynki

- Mamusiu, grałyśmy w gałę na wuefie i Tosia mnie sfaulowała i rozwaliłam sobie kolano...
- Mamusiu, grałyśmy w gałę na wuefie i stałam na bramce i piłka mnie walnęła w oko, mam teraz takie limo... pan mnie musiał zaprowadzić do łazienki, przemyć mi to oko i zapuścić jakieś krople, bo przez dwie minuty nic nie widziałam!
- Mamusiu, bo wlazłyśmy na daszek piaskownicy, a Ziuta nie wlazła, i nas obrażała, i rzucała w nas piaskiem, a my plułyśmy na nią z góry..., to znaczy ja nie plułam, bo mi się potem robi sucho w ustach, poza tym nie umiem celować, no, i Ziuta nie wlazła i nas wkurzała, i w końcu Kasia zeskoczyła, żeby jej coś powiedzieć, i Ziuta zaczęła ją okładać torebką, i Kasia ją lekko kopnęła w brzuch, i się trochę pobiły, i potem Ziuta oskarżała Kasię, że jej zepsuła komórkę, no ale przecież to Ziuta waliła torebką, w której była komórka, więc to jej wina, prawda?
- Mamusiu, ścigałyśmy się na osiedlu, tak powolutku, na rowerach się ścigałyśmy, ale wiesz, naprawdę powolutku, i Jolka wjechała komuś w lusterko i je urwała, ale to naprawdę było powolutku, widocznie ten palant źle zaparkował!

piątek, 24 kwietnia 2015

Łazienki w środku

Skoro jest wiosna, to na pewno tłumy w Łazienkach. A wiecie, że mnie, jako wytrawnemu słoikowi, mieszkającemu w Warszawie od dwudziestu lat bez mała, nie przyszło do głowy, że można zwiedzać Pałac na Wodzie, Biały Domek, Pałacyk Myślewicki, Oranżerię i inne takie? No, Oranżerii ostatnio nie można, bo w remoncie, ale pozostałe jak najbardziej.  

Młodzież może zafascynować kwestia toaletowa - przepiękny kibel mają w Białym Domku albo Pałacyku Myślewickim. Nieczynny dziś, co prawda, bo to w końcu eksponat, ale przepiękny. Dziewczynkom spodobają się sale balowe. Chłopcy z zainteresowaniem obejrzą XVIII-wiecznego Kindla. Trafiłam na zajęcia dla maluchów - cudownie prowadzone, z kredkami i płachtami papieru na kafelkach zabytkowej podłogi. Wielbicieli historii być może zainteresuje fakt, że w Pałacyku odbywały się przełomowe dla światowego bezpieczeństwa tajne rozmowy chińsko-amerykańskie. Gimnazjaliści będą się cieszyć na widok antycznych czy wzorowanych na antyczne rzeźb, modele których były bogato obdarzone przez naturę.

Zresztą, sami zobaczcie. Łazienki Królewskie są naprawdę Królewskie.

środa, 22 kwietnia 2015

Jak ten czas leci...

Remont miałam, no.
Tymi ręcami poprawiałam ściany po zgrai 10-letnich malarzy pokojowych, a potem myłam po nich podłogę (bo jak doszło do sprzątania, to nagle się okazało, że żadne nie ma odrobionych lekcji na jutro). Tymi ręcami pokrywałam kafelki, które mi się znudziły, ale są bardzo porządne, specjalistyczną farbą. Tymi ręcami montowałam nowy żyrandol i grzebałam w puszce elektrycznej. Tymi ręcami wierciłam dziury na niewidzialne półki i przesuwałam meble. Hough, jestem z siebie dumna.
A po remoncie miałam projekt w pracy.
A po projekcie przyszła Wiosna.
Lubię wiosnę.

Moja łąka po praskiej stronie kwitnie. Bobry zostawiają świeżutkie ślady. Między zaroślami widziałam koziołka. Ptaszki się drą radośnie. Magnolia pod oknem zakwitnie dziś, albo może jutro. Pies myśli, że ma 3 miesiące, a nie 11.

Któregoś pięknego poniedziałku wzięłam urlop i pojechałam na rowerze do składnicy harcerskiej na Pragę, kupić coś tam. I ten, tego, udało mi się wejść do kamienicy na rogu Targowej i Sierakowskiego, tej, co to ma "przepiękną, secesyjną klatkę schodową". Na drzwiach "przepięknej, secesyjnej" wisi ogłoszenie, że sesje zdjęciowe i filmowe są płatne. Uznałam, że jedno zdjęcie to jeszcze nie sesja, zwłaszcza, że klatka mnie rozczarowała - no i jest tylko jedna, oficyny mają już zwyczajne schody.

Podjechałam też na Różyc - ostatni raz byłam tam jakieś 15 lat temu, kiedy szukałam dodatków do sukni ślubnej. Hmm, nadal można kupić tam dodatki do sukni ślubnej. I niewiele więcej. Różyc dogorywa, może jakieś inicjatywy Muzeum Pragi jakoś go zreanimują, bo żal 140 lat tradycji - a i otoczenie ma świetne, oryginalne, XIX-wieczne, skansen prawdziwy.

Brzeska za to nadal ma klymaty. Lubię Brzeską.

Moja praska łąka w poniedziałek o godzinie 11 tętniła życiem. Odczuwałam pilną potrzebę zwiedzenia możliwie gęstych krzaków, jednakowoż od mostu Świętokrzyskiego do mostu Grota pod każdym krzakiem siedział wędkarz, treser psa, matka z wózkiem, staruszek z kijkami albo biegacz, tojtoje przy plaży koło ZOO jeszcze były nieczynne. Ale to miło, że tyle ludzi lubi moją łąkę :D

środa, 1 kwietnia 2015

Najazd słoików na Warszawę

Gwarzyliśmy sobie przyjacielsko w pracy o Prawdziwych Warszawiakach i ludności napływowej. Zastanawialiśmy się, czy mieszkaniec Otwocka, dojeżdżający codziennie do Warszawy, to słoik, czy nie słoik? A jeśli jest z Falenicy? A wrocławianin na kontrakcie menedżerskim jest słoikiem?

Ustaliliśmy jednak z całą pewnością, że słoiki mieszkają na Białołęce (bo dalej od centrum i bardziej po niewłaściwej stronie Wisły już się nie da), że najdalej na rondzie Starzyńskiego przesiadają się z tramwajów na krowy, ewentualnie dzicze zaprzęgi, a do rodzinnych Sokółek dolatują na smokach. Efektem tej dyskusji stało się poniższe dzieło: