piątek, 29 stycznia 2016

Babskie rozmowy

Z rozmów w pracy

Siedzą sobie baby w babskim pokoju, gadają o dupie Maryni.
A konkretnie, to:
- o modelach wkrętarek
- o klejach cyjanoakrylowych
- o montażu zaworów spustowych
- o zabijaniu gęsi
I nie to, że faceci tych bab kupują kleje albo nie umieją zainstalować zaworów. To są po prostu self-made women.

O czasy, o obyczaje.

wtorek, 26 stycznia 2016

2015...

2015
- był rokiem trudnym. Wróciłam do PL w 2014 i wtedy mogłam zająć sobie czas tysiącem różnych aktywności: zmiana pracy, zmiana miejsca zamieszkania, kolejna przeprowadzka, kurs przewodnicki. 2015 był rokiem układania się różnych rzeczy, a większość z nich musiałam sobie poukładać we własnej głowie. Można by dociekać, czy to rewolucja 2014 obudziła potwora, z którym musiałam się zmagać, czy - odwrotnie - zmagania z potworem, które wymagały pomocy z zewnątrz, pozwoliły mi przetrwać rewolucję. Potwór odszedł, życie się ustabilizowało. Nastała normalność.

2016 będzie rokiem nadziei.
Paradoksalnie, nie jest to nadzieja na małą stabilizację. Znów ciągnie mnie w świat.
Nadal nie pogodziłam się z powrotem na stałe, życie w malutkiej Warszawie, spokojna praca, bolesne oczekiwanie na wypłatę pod koniec miesiąca wydają mi się takie nuuuuuuuuudne. A żyjemy wszak w ciekawych (tfu) czasach, i odczuwam znaczny dysonans pomiędzy telewizyjnymi Wiadomościami i niezmiennym korkiem na moście. Koniec znanego mi świata staje się już, a ja obserwuję te cholerne pszczoły nad tymi cholernymi nasturcjami i nie umiem się cieszyć.
Jeśli nie wyjadę w 2016 r., nie wyjadę jeszcze co najmniej przez pięć lat. Przelatek stała się młodą Loszką (żeńskim ekwiwalentem wycinka), a nastolatki bardzo źle znoszą gwałtowne zmiany środowiska, moje okno możliwości się zamyka. Nauczę się cenić spokój :)

Dobry Bóg pewnie teraz otworzy gdzieś drzwi.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Odwilż w Warszawie

Wychodzi człowiek z klatki schodowej.
Oddycha pełną piersią.
Czuje wilgotne, ciepłe powietrze.
Czuje ten swojski aromat świeżo rozmrożonego psiego gówna.



Nie, to nie jest tak, że ludzie nie sprzątają po psach. Zgodnie z polityką naszego osiedla, psie kupy wyrzuca się do najbliższego kosza na śmieci. Kosze rozstawione są gęsto. To, że nie są opróżniane, to całkiem inna bajka, prawda?

sobota, 23 stycznia 2016

Brawo ja, czyli lepiej umieć, i nie potrzebować, niż potrzebować, a nie umieć.

Człowiek w swoim życiu może nauczyć się skończonej liczby rzeczy. Chyba.
Albo wykształcić w sobie jakieś cechy, które pozwalają mu nie bać się uczyć. A przynajmniej spróbować.
Ojciec zawsze zachęcał mnie do próbowania. No, "zachęcał" to może niewłaściwe słowo.
"Trochę pomyślunku! Wyobraźni trochę!" - gderał, kiedy marudziłam, że coś mi się zepsuło. Faktycznie, trochę pomyślunku wystarczało zwykle, żeby ocenić, w czym tkwi przyczyna, i spróbować to naprawić samodzielnie, bo zanim Tata się za to zabrał...
Od tamtej pory wiele rzeczy próbowałam robić samodzielnie. Nie bałam się wiertarki ani klucza nastawnego, ale... ale umiejętności i siły mi jednak brakuje, więc moje majsterkowanie zwykle jest nieporadne, tymczasowe, trwa okropnie długo, a córka uczy się w tym czasie słów niekoniecznie nadających się do druku. Gdzieś tak koło trzydziestki doszłam w końcu do wniosku, że ja naprawdę lepiej piekę ciasta, niż wymieniam gniazdka, i że o wiele przyjemniej jest zaprosić sąsiada na kawę, zjeść ciasto i mieć wymienione gniazdko. Mąż, gwoli wyjaśnienia, pisze książki, gniazdek nie naprawia. Bo człowiek w swoim życiu może... i tak dalej.

Niedawno z Przelatkiem dyskutowałyśmy na temat przydatności rzeczy, których uczą ich w harcerstwie. No bo po co określać północ przy pomocy mchu, oceniać odległość wzrokowo, budować zdatny do zamieszkania szałas albo gotować na ognisku, jeśli mamy komórki z gpsem, chemiczne podgrzewacze i namiociki typu parasolka. A puszczaństwa po 2-3 obozach w lesie, zdala od cywilizacji, będzie miała dość na całe życie.

No rację ma dziewczyna, myślałam sobie, kiedy stałam sobie nad kibelkiem, obserwując cieknącą spłuczkę. Strużka wody była całkiem spora, a licznik kręcił się przez nią całkiem szybko. Dopłata do wody zaś była bardzo bolesna. Myślałam o harcerstwie, myślałam o dopłacie, zastanawiałam się nad kupnem zmywarki (czterokrotna oszczędność wody w porównaniu do mycia pod kranem), otworzyłam spłuczkę, dokleiłam urwany element zaworu spustowego, podregulowałam dzwon, zauważyłam, że zawór odcinający wodę poszedł się był kochać, a zaworu głównego nie jestem w stanie przekręcić, bo nie mam siły.

Następnego dnia Przelatek wyskoczyła z łazienki, piszcząc przeraźliwie. Nie, to nie spłuczka. To baterię przy umywalce trafił szlag. Próba zakręcenia zaworka od umywalki udana była połowicznie - zaworek od ciepłej wody też poszedł był się kochać. Obejrzałam baterię ze wszystkich stron, uznałam, że się na tym nie znam, i wezwałam fachowców. Zrobią mi przy okazji przyłącze do zmywarki.

Panowie przybyli całkiem sprawnie. Fefnaście razy latali do samochodu, mimo że poinformowałam ich, jakie mam problemy i co jest do wymiany. Zmitrężyli dwie godziny, skasowali 350 pln, baterii nie zmienili, bo przy nich nie ciekła, a nie mieli przy sobie silikonu, a "i tak trzeba umywalkę zdjąć będzie".

Bateria pociekła przy kolejnym czyszczeniu zębów.
Zakręciłam zaworki - hydraulicy jednak coś zrobili. Obejrzałam szafkę - została po poprzednich właścicielach i chyba parę razy coś im tam ciekło, bo cała spuchła i w ogóle nie wyglądała najlepiej. Pojechałam do marketu budowlanego, nabyłam baterię i szafkę razem z umywalką (bo w zestawie jest taniej, niż sama szafka), wróciłam do domu, złożyłam szafkę, odpaliłam youtube'a, zamontowałam baterię i odpływ, podłączyłam wężyki, uszczelniłam szparę między umywalką i ścianą małą tubką silikonu.

No brawo ja.

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Postanowienia noworoczne

Postanowienie pierwsze:
wrócić do pisania bloga - kilkumiesięczna przerwa jeszcze mi się nie zdarzyła. Przerwa zbiegła się w czasie z zakończeniem ważnego etapu w życiu, związanego z porządkowaniem rzeczywistości, i blog prawdopodobnie przestał spełniać swoją funkcję terapeutyczną. Spróbuję wrócić do niego tak po prostu. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zmniejszy się zdecydowanie liczba wpisów varsavianistycznych - tych, kogo nie obchodzi moje życie prywatne, zachęcam do korzystania z chmurki tagów.

Postanowienie drugie:
nie mieć postanowień i Celów, Które Koniecznie Trzeba Zrealizować. Żyć, cieszyć się chwilą i procesem. Słuchać, nie mówić. Rozumieć. Dzielić się, nie dyskutować. Towarzyszyć, nie narzucać się. Obserwować.

Zobaczymy, co przyniesie los.
Będę cierpliwie czekać.