- Idziemy do teatru! - oznajmiłam radośnie
Przelatkowi - Kupiłam bilety, bo z tymi znajomymi to już od roku się
wybieramy, a to oni nie mogą, a to ja jestem przed wypłatą! Na "Tytusa,
Romka i Atomka".
- No dooooobra... - bez entuzjazmu zgodziła się Przelatek.
I poszłyśmy. Po drodze do Kamienicy Przelatek rozglądała się uważnie.
- Jesteś pewna, że to spektakl dla MOJEJ grupy wiekowej?
- No wieeeesz... no, na pewno. No, ja Tytusa czytałam właśnie w Twoim wieku...
Po
wejściu na salę Przelatek lekko się załamała. Zdecydowanie należała do
najstarszych (wyjąwszy rodziców) widzów, a na dodatek maluchy
zachowywały się jak na maluchy przystało. Przelatek mruczała pod nosem:
-
Dlaczego tu nie może być jak w Moskwie? Dlaczego ta sala jest taka mała
i taka brzydka? Dlaczego te dzieci tak wrzeszczą? Dlaczego one piją
wodę na widowni?
Za nami rozległo się radosne:
- A mogę też zdjąć buciki???
Przelatek złapała się za głowę.
A potem rozpoczęło się przedstawienie. Przelatek patrzyła na wszystko z coraz większym zażenowaniem.
-
Po co im mikroporty? Dlaczego oni śpiewają z playbacku? Dlaczego oni
śpiewają piosenki jak u Kazika*? Dlaczego oni się nabijają z harcerstwa?
Dlaczego te żarty są tak "wyrafinowane"? Gdzie są dekoracje?
W
efekcie wyszłyśmy z teatru w czasie przerwy. Obiecałam Przelatkowi, że
następne przedstawienie, na które pójdziemy razem, będzie dla dorosłych.
W towarzystwie znajomych nastolatków.
* Przelatek uwielbia płytę Kazika śpiewającego radosne pieśni z lat pięćdziesiątych, ale wyczuwa w jego wykonaniu lekką ironię.