W jakiejś radiowej ankiecie Białołęka została przez słuchaczy uznana za najfajniejszą dzielnicę.
Wiecie co?
Ja się z nimi zgadzam.
Brakuje tu szkół i przedszkoli. Nie ma galerii handlowej i kina. Na zielonej Białołęce w ogóle niczego nie ma.
Ale jest fantastyczna przyroda i świetni ludzie. I olbrzymie mnóstwo wspaniałych inicjatyw.
Przykładowo, w wielu białołęckich (mini)parkach ustawiono grille. Na ten przykład, w parku Picassa. Jest też kawiarenka bezkosztowa - po prostu fajne miejsce, gdzie można zjeść przyniesione ze sobą smakołyki (albo się nimi wymienić) i posłuchać dobrej muzyki. Naprawdę dobrej, od czasu do czasu na żywo - koncerty organizuje BOK. To wieczorem, bo w dzień są doskonałe warsztaty recyclingu dla tych dzieciaków, które nie pojechały na lato do babci czy na kolonie.
A zaledwie pareset metrów dalej jest plaża. Śliczna plaża z żółciutkim piaseczkiem, boiskiem do siatkówki, ławkami i betonowymi grillami. I paroma huśtawkami. Szkoda, że taka maleńka, bo cieszyła się olbrzymią popularnością już zanim przywieźli żółciutki piaseczek.
I place zabaw dla starszych dzieci są, na przykład ten przy Ceramicznej, a dla dzieci na rowerach - przy barze Szuwarek, przy wale. Szuwarek to jakiś barowy ewenement - pamiętam, że dziesięć lat temu było tam parę drewnianych wiat i niezłe beczkowe piwo, które radośnie piliśmy ze znajomymi z białołęckiego forum. Wiaty wyglądały sympatycznie, ale nie uwierzyłabym, że przetrwają dekadę - a jednak!
I dwa kina letnie mamy...
I w ogóle.
Lubię Białołękę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.