czwartek, 22 maja 2014

Moja maleńka

Moja maleńka Warszawa...
wzdycham co i rusz, zaskoczona przytulnością Stolycy. Mam wyjątkowo malowniczą drogę do pracy - przez Starą Pragę, most Świętokrzyski i Powiśle. Z zaskoczeniem i niekłamaną radością odkryłam, że mogę czytać w autobusie miejskim (w autokarze kończyło się to zawsze nudnościami), i w swojej przepastnej torbie zawsze mam teraz tomik albo i dwa.
Czytam o mojej maleńkiej, bo mam ochotę wiedzieć coś o każdym mijanym budynku.
Czytanie jest trochę frustrujące, bo skoro tyle jest przeróżnych przewodników po Maleńkiej - i "Zrób to w Warszawie", i "Spacerownik" i cała masa innych - to moja idea blogowa przestaje być tak pociągająca. Z drugiej jednak strony, na razie nie udało mi się znaleźć nic poza "Historią Białołęki" o słoiczym zagłębiu...
Z trzeciej strony, czekając na poranny autobus oglądam sobie rejestracje tych, co się nie meldują i podatków nie płacą. I widzę głównie WA, przetykane czasem WL i innymi tuż zza północnych rubieży. Żadnego Lublina czy Białegostoku. To może ja wcale nie mieszkam na słoiczym zagłębiu? Skoro nawet masa krytyczna wieczorem tędy przejechała?
Z czwartej strony, czytając przekonuję się po raz kolejny, że nie to ładne, co ładne, ale to, co się komu podoba. Bo w jednej książce - zachwyty nad Mariensztatem. W innej - druzgocąca krytyka dzieła Stępińskiego. W kolejnej - spluwanie z obrzydzeniem na widok socrealistycznych rzeźb MDMu, a jeszcze w innej - docenianie walorów miastotwórczych zabudowy Marszałkowskiej. Ktoś chwali Ursynów, ktoś inny stwierdza, że lata 70 i 80 to wykorzenianie miasta.
Tylko w jednym autorzy są zgodni: zburzenie kina Moskwa, Supersamu i Chemii było karygodne, a włodarze, którzy na to zezwolili, powinni zawisnąć na pierwszej napotkanej latarni. Udało mi się jeszcze zastać te budynki przy życiu i nawet wtedy, będąc młodą lekarką (tfu, studentką), podziwiałam ich proporcję, choć z trudem wówczas odróżniałam gotyk od baroku.

Moja Maleńka, dzięki swej przytulności, pozwala nadzwyczaj szybko dorastać Przelatkowi. Młoda porusza się samodzielnie i bez opieki w obrębie sporego osiedla, robi zakupy, gotuje obiady i zachowuje się nad wyraz dojrzale. Oburza się, że "nie pozwalam jej jeździć autobusem", choć jeszcze miesiąc temu taką propozycję zgłosiłaby pedagogowi szkolnemu i Policji.

Cóż, będę pisała o MOJEJ maleńkiej. Z mojego słoiczego punktu widzenia.

5 komentarzy:

  1. Błagam...przestań pisać "stolyca".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Słoikom, co się dopiero sprowadzily na Białołękie, nie wolno warsiawskiej nawijki używać?

      Usuń
  2. To nie jest "warsiawska nawijka" tylko pretensjonalna maniera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tak z innej beczki, bo akurat "przypadkiem" natknęłam się w sieci na coś, co może Przelatek powinien zaliczyć, jeśli był tego jeszcze nie uczynił: http://www.youtube.com/watch?v=or5WgzuSRvs
    Akademia Pana Kleksa, czyli klasyka naszego dzieciństwa (piszę "naszego", bo mam wrażenie, że Ty jako mama Przelatka i ja jesteśmy z jednego rocznika, albo ze zbliżonych roczników).

    OdpowiedzUsuń
  4. też mnie ta stolyca wk..wia

    OdpowiedzUsuń

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.