Moja maleńka Warszawa...
wzdycham co i rusz, zaskoczona przytulnością Stolycy. Mam wyjątkowo malowniczą drogę do pracy - przez Starą Pragę, most Świętokrzyski i Powiśle. Z zaskoczeniem i niekłamaną radością odkryłam, że mogę czytać w autobusie miejskim (w autokarze kończyło się to zawsze nudnościami), i w swojej przepastnej torbie zawsze mam teraz tomik albo i dwa.
Czytam o mojej maleńkiej, bo mam ochotę wiedzieć coś o każdym mijanym budynku.
Czytanie jest trochę frustrujące, bo skoro tyle jest przeróżnych przewodników po Maleńkiej - i "Zrób to w Warszawie", i "Spacerownik" i cała masa innych - to moja idea blogowa przestaje być tak pociągająca. Z drugiej jednak strony, na razie nie udało mi się znaleźć nic poza "Historią Białołęki" o słoiczym zagłębiu...
Z trzeciej strony, czekając na poranny autobus oglądam sobie rejestracje tych, co się nie meldują i podatków nie płacą. I widzę głównie WA, przetykane czasem WL i innymi tuż zza północnych rubieży. Żadnego Lublina czy Białegostoku. To może ja wcale nie mieszkam na słoiczym zagłębiu? Skoro nawet masa krytyczna wieczorem tędy przejechała?
Z czwartej strony, czytając przekonuję się po raz kolejny, że nie to ładne, co ładne, ale to, co się komu podoba. Bo w jednej książce - zachwyty nad Mariensztatem. W innej - druzgocąca krytyka dzieła Stępińskiego. W kolejnej - spluwanie z obrzydzeniem na widok socrealistycznych rzeźb MDMu, a jeszcze w innej - docenianie walorów miastotwórczych zabudowy Marszałkowskiej. Ktoś chwali Ursynów, ktoś inny stwierdza, że lata 70 i 80 to wykorzenianie miasta.
Tylko w jednym autorzy są zgodni: zburzenie kina Moskwa, Supersamu i Chemii było karygodne, a włodarze, którzy na to zezwolili, powinni zawisnąć na pierwszej napotkanej latarni. Udało mi się jeszcze zastać te budynki przy życiu i nawet wtedy, będąc młodą lekarką (tfu, studentką), podziwiałam ich proporcję, choć z trudem wówczas odróżniałam gotyk od baroku.
Moja Maleńka, dzięki swej przytulności, pozwala nadzwyczaj szybko dorastać Przelatkowi. Młoda porusza się samodzielnie i bez opieki w obrębie sporego osiedla, robi zakupy, gotuje obiady i zachowuje się nad wyraz dojrzale. Oburza się, że "nie pozwalam jej jeździć autobusem", choć jeszcze miesiąc temu taką propozycję zgłosiłaby pedagogowi szkolnemu i Policji.
Cóż, będę pisała o MOJEJ maleńkiej. Z mojego słoiczego punktu widzenia.
Błagam...przestań pisać "stolyca".
OdpowiedzUsuńDlaczego? Słoikom, co się dopiero sprowadzily na Białołękie, nie wolno warsiawskiej nawijki używać?
UsuńTo nie jest "warsiawska nawijka" tylko pretensjonalna maniera.
OdpowiedzUsuńJa tak z innej beczki, bo akurat "przypadkiem" natknęłam się w sieci na coś, co może Przelatek powinien zaliczyć, jeśli był tego jeszcze nie uczynił: http://www.youtube.com/watch?v=or5WgzuSRvs
OdpowiedzUsuńAkademia Pana Kleksa, czyli klasyka naszego dzieciństwa (piszę "naszego", bo mam wrażenie, że Ty jako mama Przelatka i ja jesteśmy z jednego rocznika, albo ze zbliżonych roczników).
też mnie ta stolyca wk..wia
OdpowiedzUsuń