Kiedy ma się w domu Historyka Najnowszego, można uprawiać moją ulubioną zabawę: przechodząc koło tabliczki z nazwą ulicy tknąć w nią palcem i wrzasnąć znienacka: "A kto to był Erazm z Zakroczymia?". Nieco błędny wzrok odrywa się wówczas od chmur tudzież jakiegoś punktu na horyzoncie, czekoladowe oczy patrzą na mnie z łobuzerską iskierką i słyszę biogram z datą urodzin i śmierci (o ile są znane), z leciutkim zdziwieniem w głosie - jak można tego nie wiedzieć?
Ponieważ wiem coraz więcej, utrudniam zabawę: pytam "a kto to był i dlaczego ma ulicę na Białołęce?". Niestety, w większości przypadków nie wiemy, czemu ktoś ma ulicę właśnie na Białołęce i wg jakiego klucza nadawane są nazwy.
Kiedy zapytałam o Erazma, dostałam książeczkę wydaną w latach siedemdziesiątych - o historii inżynieryjnej mostów warszawskich, od pierwszych przepraw łyżwowych do współczesnego Gdańskiego. Od razu rozwiązały się kolejne zagadki: kto to był Feliks Pancer (patron sąsiedniej ulicy), dlaczego jedna z ulic po drugiej stronie mostu Śląsko-Dąbrowskiego nazywa się Nowy Zjazd, skąd się wzięła klasycystyczna perełka obecnego USC wśród XIX-wiecznej i współczesnej praskiej zabudowy nad samiutką Wisłą.
Znaczy się (jeśli ktoś nie wie, i nie chce mu się szukać) - Erazm z Zakroczymia wybudował pierwszy most stały przez Wisłę, najdłuższy w ówczesnej Europie most drewniany (i od niego uliczka między Starym i Nowym Miastem nazywa się Mostowa). Most diabli (a raczej woda) wzięli po trzydziestu latach, i długo długo korzystano z przepraw łyżwowych (nawierzchnia ułożona na łodziach ustawionych poprzecznie do nurtu rzeki). Mosty takie kładziono co roku mniej-więcej w tym samym miejscu, a za przejazd pobierano opłaty, zbudowano więc Komorę Wodną - architektem był Antonio Corazzi (Erazm podobno też był włoskiego pochodzenia). Po drugiej stronie 10 lat później postawiono podobne w stylu Łazienki Teodozji Małeckiej, ale tam nie brano myta, tylko - jak nazwa wskazuje - zażywano kąpieli, a potem... pobierano nauki (do niedawna tam właśnie mieściła się słynna szkoła na Bednarskiej).
Mosty warszawskie żyją dość krótko, więc po 30 latach składania i rozkładania mostu Ponińskiego otwarto w końcu porządną, stalową konstrukcję kratownicową, której autorem był inżynier Kierbedź. Jej filary służą do dziś mostowi Śląsko-Dąbrowskiemu, a dojazd z poziomu Krakowskiego Przedmieścia na wysokiej wiślanej skarpie zapewniał wiadukt Pancera, przypominający nieco arkady Kubickiego. Wiadukt wysadzono razem z mostem w '44, a po wykombinowaniu trasy W-Z nie było sensu go odbudowywać, co nie zmienia faktu, że w swoich czasach był majstersztykiem komunikacyjnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.