Nie potrafię porównywać Moskwy i Warszawy.
Nie dlatego, że to byty nieporównywalne (bo chyba tak nie jest). Potrafię porównywać tylko Warszawę sprzed mojego wyjazdu i obecną - serce rośnie.
A Moskwa...
Moskwa nie istnieje.
Tamto życie było daleko i bardzo, bardzo dawno temu. W poprzednim życiu, właśnie. Nie brakuje mi smaku rosyjskiego chleba, serków w czekoladzie, żurawiny w cukrze czy mydła Agafii. Nie brakuje mi niebieskich trolejbusów i metra, którym dojechać można wszędzie. Nie wspominam tego źle czy dobrze. W ogóle tego nie wspominam.
I - mimo, że wyjeżdżając, bardzo chciałam znów pojechać na kontrakt gdzieś - wzdrygam się na samą myśl o tym, że ktoś by mi to zaproponował.
Choć pewnie... znów bym wyjechała.
Ale teraz mi jest dobrze. Bezpiecznie. Spokojnie. Tak w sam raz.
A Przelatkowi?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń