poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Karta Warszawiaka

Jako napływowa, ale jednak warszawianka, postanowiłam wyrobić sobie Kartę Warszawiaka, żeby cieszyć się zniżką ZTM i innymi licznie obiecanymi. Udałam się w tym celu do punktu obsługi klienta, przeraził mnie tam dziki tłum, ale przy małym stoliczku z napisem "Karta Warszawiaka" nie było nikogo, podeszłam więc grzecznie i zapytałam, jak się do rzeczy zabrać. Dla usprawiedliwienia dodam, że nie mogłam sobie tego przeczytać w internecie, albowiem ponieważ mój laptop był w jednym z licznych pudeł, a swój mąż zabrał do pracy, do której wyemigrował na czas sajgonu w domu.
Pan warknął, że do karty potrzebny jest dowód i zdjęcie. A do dziecięcej? Też dowód i zdjęcie! Wrrr!
Udałam się więc do domu po zdjęcie, niejasne przeczucie kazało mi znaleźć odpis aktu urodzenia Przelatka, i udałam się do innego punktu obsługi, nieco bliżej domu.
Nauczona doświadczeniem olałam dziki tłum, kłębiący się przy kasach, znalazłam druczek do wypełnienia i podeszłam do okienka, w którym... zażądano ode mnie karty miejskiej. WTF, przecież właśnie chcę ją wyrobić? Tak, ale kart warszawiaka nie wydajemy, wydajemy tylko hologramy, które nakleja się na zwykłą kartę miejską i proszę sobie wyrobić kartę miejską. W kasie z kolejką.

Odstałam kolejkę i radośnie przekazałam dokumenty potrzebne do hologramu. A chce pani hologram od ręki? No jasne, że chcę! To proszę przynieść dowód, że pani się w warszawskim urzędem podatkowym rozlicza.

Przełknęłam pod nosem przekleństwo i pojechałam do domu rozliczyć pity, wstępując po drodze po toner do drukarki. Odszukałam karton z elektroniką, wydostałam laptopa, znalazłam mężowską drukarkę, podłączyłam sprzęt do domowej sieci, odszukałam pendriva z dokumentami. Wysłałam zeznanie przez internet, wydrukowałam poświadczenie, wróciłam do ZTM.

- A gdzie pani ma pierwszą stronę pitu? Przecież tu nie jest napisane, że pani to pani, bo jest tylko imię i nazwisko, i w ogóle dlaczego pani wpisała NIP zamiast PESELu?
Nie wiem, dlaczego wpisałam NIP, od dziesięciu lat używam do rozliczania podatków tego samego programu i to on wpisuje wszystkie dane stałe. Westchnęłam ciężko, wróciłam do domu i wydrukowałam kawałek dokumentu.

- Ale proszę pani! Ten wniosek musi być podpisany jeszcze przez pani męża!
- A po jaką cholerę?
- Bo to wniosek rodzinny! Chyba, że pani jest samotnie wychowująca?
Pożałowałam gorzko, że nie jestem samotnie wychowująca.
- Ale przecież mój mąż ma już Kartę Warszawiaka. Przecież na PIcie są jego dane.
- Taka jest procedura!

Wróciłam do domu, poczekałam na męża, odebrałam podpis, pojechałam na drugą stronę rzeki...

Pomyślałam sobie, że przez pięć lat w Rosji, słynącej z niemiłych urzędników, nie nakrzyczano na mnie tyle razy, co przez pięć dni w Warszawie.
W każdym razie jestem już dumną posiadaczką błyszczącej naklejki, dzięki której mój bilet kwartalny na komunikację miejską jest o całe 30 złotych tańszy...

6 komentarzy:

  1. wytrzymałość i cierpliwość słoików jest olbrzymia,ja nie staje w kolejce większej niż dwie osoby nawet jeśli to kolejka do łodzi ratunkowej

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za pytanie,ale chyba nie zrozumiałam.Czy Ty pita rozliczasz razem z mężem?Tak można,jeżeli pracowałaś w Rosji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami można. Wiele zależy od siedziby pracodawcy i konstrukcji umowy.

      Usuń
    2. No właśnie - już miałam wizję, że odmawiają Ci karty jako reemigrantce.

      Usuń
  3. ojej, ile tu już wpisów zrobiłaś:))) zaraz Cię zalinkuję. Będę się z tego uczyć Warszawy, tak na wszelki wypadek. W końcu ja znam tylko Kraków i Moskwę. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety, w warszawskich urzędach panoszy się chamstwo. Natomiast mam pozytywne doświadczenia z poziomem usług komercyjnych. W porównaniu do takowych na prowincji (Małopolska).

    OdpowiedzUsuń

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.