W Warszawie czekał na mnie mąż, z normalnie użytkowanym mieszkaniem, takim z żelazkiem, ręcznikami, pościelą i książkami. W Moskwie wyprowadzałam się z mieszkania służbowego, zabierając żelazko, ręczniki, pościel, książki i... i jeszcze kilkanaście (a może kilkadziesiąt?) kartonów dobytku, który był ładnie rozłożony po trzech pokojach, a teraz trzeba go było upchnąć w dwóch, bynajmniej nie pustych.
Dwie wizyty w markecie budowlanym i jedną w IKEA później mogę stwierdzić, że... chyba się rozpakowałam. Dzieciak został zapisany do nowej szkoły, a ja podpisałam umowę w nowej pracy. Zaczęły się pierwsze porównania...
Znaczy się, w moskiewskich szkołach lepiej karmią, i nie o jakość mi chodzi, a o liczbę posiłków i dań. Moskiewskie szkoły są lepiej wyposażone. Moskiewskie szkoły obowiązkowo wietrzą dzieci. Żeby nie było, porównuję normalne rejonówki.
O metrze w ogóle nie ma co wspominać, więc dojazdu do pracy komentować nie będę. O ile godzina w Moskwie to norma, to w Warszawie, która ma sześciokrotnie mniej mieszkańców i mniejsze odległości, można by spodziewać się lepszego wyniku. Nie jest lepszy.
Ale za to tutaj jest wiosna, a tam -7. To czyni różnicę. I to jest fajne.
I tego będę się trzymać.
Witaj w domu Kocianna :) Pozdrawiam serdecznie, Aska_F
OdpowiedzUsuńI ja pozdrawiam serdecznie z okazji przeprowadzki na nowe-stare miejsce, sam pozostając jeszcze trochę na starym-nowym, szczęściem "razryw" się zmniejszył z 3-ch do 2-ch godzin.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że do przytulnej Warszawy jakos mnie nie ciągnie - chyba, że skończą sie wykopki...
Wszystkiego naj.. i obiecuję śledzić:-)
Krzysztof