niedziela, 24 kwietnia 2016

Tytus, Romek i Atomek w "Kamienicy"

- Idziemy do teatru! - oznajmiłam radośnie Przelatkowi - Kupiłam bilety, bo z tymi znajomymi to już od roku się wybieramy, a to oni nie mogą, a to ja jestem przed wypłatą! Na "Tytusa, Romka i Atomka".
- No dooooobra... - bez entuzjazmu zgodziła się Przelatek.

I poszłyśmy. Po drodze do Kamienicy Przelatek rozglądała się uważnie.
- Jesteś pewna, że to spektakl dla MOJEJ grupy wiekowej?
- No wieeeesz... no, na pewno. No, ja Tytusa czytałam właśnie w Twoim wieku...
Po wejściu na salę Przelatek lekko się załamała. Zdecydowanie należała do najstarszych (wyjąwszy rodziców) widzów, a na dodatek maluchy zachowywały się jak na maluchy przystało. Przelatek mruczała pod nosem:
- Dlaczego tu nie może być jak w Moskwie? Dlaczego ta sala jest taka mała i taka brzydka? Dlaczego te dzieci tak wrzeszczą? Dlaczego one piją wodę na widowni?
Za nami rozległo się radosne:
- A mogę też zdjąć buciki???
Przelatek złapała się za głowę.

A potem rozpoczęło się przedstawienie. Przelatek patrzyła na wszystko z coraz większym zażenowaniem.
- Po co im mikroporty? Dlaczego oni śpiewają z playbacku? Dlaczego oni śpiewają piosenki jak u Kazika*? Dlaczego oni się nabijają z harcerstwa? Dlaczego te żarty są tak "wyrafinowane"? Gdzie są dekoracje?

W efekcie wyszłyśmy z teatru w czasie przerwy. Obiecałam Przelatkowi, że następne przedstawienie, na które pójdziemy razem, będzie dla dorosłych. W towarzystwie znajomych nastolatków.

* Przelatek uwielbia płytę Kazika śpiewającego radosne pieśni z lat pięćdziesiątych, ale wyczuwa w jego wykonaniu lekką ironię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.