Zupełnie nieoczekiwanie trafiłyśmy z Przelatkiem na grę uliczną. Wszystko przez to, że jestem blodnynką i nie znam się na kalendarzu. Chciałam jechać na rowerową wycieczkę patriotyczną po Białołęce (jutro jest), a trafiłam na piknik i grę. I zupełnie nieoczekiwanie mnie wciągnęła. To, że wciągnęła Przelatka samo w sobie też jest nieoczekiwane. Jeździłyśmy po Tarchominie, wpadając na nieznane nam wcześniej miejsca dla dzieci, w których trzeba było realizować różne zadania. Przy okazji - doskonała reklama dla tych miejsc dla dzieci - sklepów, sal zabaw i Helen Doron.
Mój koń mi się ochwacił - coś jest nie tak z przerzutkami, które mam w piaście, więc sama nie dam rady sprawdzić, co się stało, albo z hamulcem-torpedą, w każdym razie koń nie nadawał się do użytku. Pożyczyłam konia od męża - jazda na rowerze z ramą jest pewnego rodzaju wyzwaniem, zwłaszcza, że rama ta należy do faceta o wzroście powyżej 190 cm, a Słoiczka do koszykarek nie należy... Ale że koń się ochwacił, kiedy stajnia (serwis na Mehoffera) nie działała, to będzie czekał co najmniej do poniedziałku na naprawę...
Nie ma więc tego złego, co na dobre nie wyszło - doskonała zabawa, udana wymiana roweru, drugie miejsce i świetne nagrody, i wspaniałe plany na za trzy tygodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.