Młodą odwiedził najlepszy przyjaciel, dawno niewidziany, razem spędzają wakacje u dziadków.
W drodze w Góry Świętokrzyskie Przelatek szczebiotała:
- To jest bardzo dobra trasa, bardzo szybka, bo często jeździmy do dziadków i tata już na tej trasie obejrzał wszystkie cmentarze. Bo normalnie to on się pod każdym drzewem zatrzymuje, a cmentarz Żydów to już jakaś porażka, żadna siła go nie powstrzyma, nawet ja!
(W drodze powrotnej, bez Przelatka, usiłowaliśmy odszukać cmentarz żołnierzy AK przy bocznej dróżce, niestety, był zakaz wjazdu do lasu, a od zakazu do miejsca spoczynku jakieś 2 km w upale).
- Słuchaj, ale nie możesz tak szybko jeść! Ty jesz jak jakiś wygłodniały drapieżnik, nic dla mnie nie zostawiłeś, jak jakiś traktor, o, jak kombajn!
- Pamiętaj, jak już będziemy mieli dzieci, nigdy nie zostawiaj mnie z dziećmi w samochodzie z włączonym alarmem!
- Ale ja nie będę miał samochodu... (ostrożnie wspomina przyjaciel, nie jest pewien, że ożeni się z tą akurat dziewczyną).
- Ale ja będę miała!
- No to ty pilnuj, żeby nie włączać alarmu, kiedy będziesz szła do McDonalda.
- Babcia pędziła w górę jak szestnastka, nie mogliśmy nadążyć, ale trzymałam Wicka (szczeniak) na smyczy i on biegł za Babcią, a ja się bałam go puścić, więc biegłam za nim, i tak mnie wciągnął!
- Słuchaj, i ten wariat miał naprawiać mój flet, zatkał go jakimiś korkami i pokazywał, że naprawił, i zapłaciliśmy stówę, a wcale nie naprawił, i krzyczał na mnie, że mam złe zadęcie, a sam nie umie, i dopiero drugi dokręcił e-mechanikę, jak moja pani, ja wiedziałam, że tam trzeba tylko coś dokręcić, i zrobił to bezpłatnie, tacy ludzie mieszkają w Otwocku! (nie polecam naprawy instrumentów dętych w Warszawie, polecam mistrza w Otwocku).
- I zrobiłam salto na rowerze, i spadłam, i mama spytała, czy żyję i czy nic mnie nie boli, ale pojechałam dalej, i mama powiedziała, że jak boli, to mam powiedzieć, to pojedziemy nie do metra, tylko do szpitala Bielańskiego, bo jej się SOR podobał, to powiedziałam, że boli, ale nie jest złamana, ale nie kazała mi grać na tym zepsutym flecie nawet jak go naprawili, bo mam oszczędzać rękę. Ale od razu było wiadomo, że nie złamana, bez zdjęcia, bo przecież nie dojechałabym z mostu do szpitala ze złamaną ręką, conie? Ale czekaliśmy tam dwie godziny, żeby to powiedzieli i mama już nie jest tak bardzo zachwycona tym SORem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.