Kiedy wróciłam do Warszawy, byłam przerażona tym, ile rzeczy muszę zrobić, ile spraw załatwić, ile głębokich pęknięć załatać. Na porządku dziennym były dzikie awantury z mężem, z trzaskaniem drzwiami i tłuczeniem naczyń, dzieciak nie rozstawał się ze swoim pluszakiem, zabierając go do szkoły i na basen, moje osobiste, z Moskwy przywleczone demony siedziały w mojej głowie, nie dając mi spać i zatruwając życie.
Codzienność dawała się okiełznać, choć po powrocie udało mi się nie tylko znaleźć nową pracę, ale nawet zdążyłam ją zmienić, tak samo, jak Przelatek zmieniła szkołę. Powrót jednak okazał się o wiele trudniejszy, niż wyjazd, choć, wbrew porzekadłu, wchodziłam do tej samej rzeki - płynęła w niej może czystsza, bystrzejsza woda, ale brzegi były te same, znajome i swojskie, inne od groźnych, syberyjskich, nieprzebytych...
Ale po okiełznaniu codzienności musiałam wziąć się za siebie.
I wiecie co?
Każdemu polecam, żeby wziął się za siebie.
Okazało się bowiem, że mnóstwo rzeczy cudownym sposobem samo się rozwiązuje. Dzieciak przestaje sprawiać problemy wychowawcze zanim jeszcze w lokalnej poradni zebrała się grupa na warsztaty dla rodziców. Mąż nie tylko pomaga, ale współprowadzi dom i dzieciaka, jeszcze zanim trafiliśmy na weekend małżeński. Czuję się w końcu doceniana i szanowana. Wystarczyło wyjąć kij z czterech liter, odpuścić, przestać się spinać. Wystarczyło wyobrazić sobie i zwerbalizować, co się stanie, jeśli to zrobię (albo tego nie zrobię). Jeszcze nie czuję się komfortowo z tym, że to nie ja za wszystko odpowiadam. Jeszcze martwię się, jak sobie poradzi Przelatek albo co pomyśli sobie mąż, ale za każdym razem okazuje się, że ona radzi sobie świetnie, a jego myślenie nie jest skierowane przeciwko mnie (nawet jeśli nie zawsze jest pochlebne). A demony, jak wszelkie pochodne mroku, nie znoszą wyciągania ich na światło dzienne.
Jestem na dobrej drodze, widzę dobry kierunek. Mam przeczucie, że Warszawa jest dla mnie tylko przystankiem - ale to dobry przystanek, to wygodny biwak przed dalszą podróżą. Odpocznę i ruszę pewnie w drogę, bo mnie nosi, ale odpoczywać będę długo. Mam nadzieję, że bardzo długo. Przytulnie tu.
Mocno kibiucje, żeby dalej wszystko dobrze się układało. I dziękuję za bloga.
OdpowiedzUsuńIwona
ciesze sie,
OdpowiedzUsuńmoze jednak wrocicie do Moskwy
Joanna
ps. moje wpisy sie nie chca pojawiac - gugiel mowi ze nie mam dostepu
Porozmawiaj z gugielem. A może z WWP? Ja mam w ustawieniach, że komentować mogą wszyscy. Czasami moderuję, ale nikomu nie zabierałam dostępu...
Usuńja tez juz wrocilam. z tym, ze na zawsze. i mam tego stuprocentowa pewnosc.
OdpowiedzUsuńdobrze tu.
przytulnie tu.
;)