czwartek, 6 listopada 2014

Zabrali mi czołgi :(

Podobno jeszcze parę miesięcy temu, jeszcze przed wakacjami można je było zobaczyć. Na ulicy Przyrzecze, to jest tylko odrobinkę za Dąbrówką Wiślaną.
Jakiś zapaleniec zbierał złom. Złom nie byle jaki, tylko wojskowy. O, taki:
Ze strony www.pascal.pl

Widziałam ten złom parę lat temu. Chciałam teraz pokazać córce.
Spóźniłam się.
Gość sprzedał wszystko innemu zapaleńcowi...

Ale udało mi się pojeździć po Choszczówce "za torami" (czyli przed torami, od Modlińskiej patrząc), parę razy się zgubić i pytać o drogę miejscowych, wcale licznie obecnych w bezludnych choszczówkowskich lasach - na grzybobraniu. Okazało się zresztą, że:
1) leśne piaszczyste dukty mają swoje nazwy na mapie, choć brakuje im tabliczek MSI;
2) miejscowi są bardzo miejscowi i wiedzą, gdzie znajdują się poszukiwane przez nas (z Przelatkiem byłam) obiekty. Oni są bardziej miejscowi od Warszawy, nawet jeśli już w niej się urodzili. Dłużej na tych terenach ich rodziny mieszkają, niż tereny są Warszawą.

Oprócz zaliczenia przemiłej przejażdżki wśród wrzosów i sosen udało nam się obejrzeć z bliska oczyszczalnię Czajka (mamo, chodźmy stąd, bo ja się boję, że te balony zaraz wybuchną) - oczyszczalnię, która zbiera ścieki z całej Warszawy, tylko nie z okolicznych domów, do których przyjeżdża szambiarka.

Po parunastu minutach kluczenia po Górach Skierdowskich ( - Wiesz, skąd tutaj tyle piasku i wzniesień? Tu kiedyś Wisła płynęła. - Mamo, a ty to widziałaś? Pamiętasz te czasy?) - dotarłyśmy do Prymasówki, czyli kurpiowskiej drewnianej chaty z rzeźbionymi dekoracjami, służącej za kaplicę przy Instytucie Świeckich Pomocnic Maryi Jasnogórskiej. Przyjeżdżał tu odpocząć nie tylko Stefan Wyszyński, ale i Karol Wojtyła, więc na karcie informacyjnej przy furtce widnieje szumna nazwa "polskie Castel Gandolfo". Fakt, Choszczówka ma długie tradycje letniskowe (w 1921 roku na 30 istniejących domów 21 było sezonowymi), więc wcale się nie dziwię, że dobrze im tutaj było.
Od Sosnowej rzut beretem już było na Dębową, przy której mieści się tajemnicze miejsce zwane "zespołem dworskim Choszczówka". Z ulicy widać stare, stare ogrodzenie, bardzo eleganckie, stary, stary, romantyczny i dość zaniedbany park, zza którego prześwitują jakoweś zabudowania, jak biało-niebieska tabliczka wskazuje, również stare, stare i zabytkowe. Z połowy XIX wieku. Pierwszej połowy.

Przelatek nie chce już ze mną jeździć na wycieczki rowerowe. Tata by się w lesie nie zgubił. I wybierałby normalne, ludzkie, w miarę twarde trasy, a nie pieszy niebieski szlak turystyczny w okolicach stacji Warszawa-Choszczówka, koło której nas miało nie być i którym owszem, da się dojechać, ale do pałacu w Jabłonnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.