środa, 18 lutego 2015

Popularna kamedulska samotnia





Osiołka Frania w szopce u kamedułów każdy chyba odwiedził, dzieciakowi pokazał, cukrem czy marchewką mimo surowego zakazu poczęstował, po bulońskim, tfu, bielańskim lasku na rowerze pojeździł, policjanta wierzchem widział.
Niektórzy może na ślubie w kościele byli, bo kościół prześliczny, a sesja zdjęciowa wśród sosen czy przy instalacji np. podwójnej helisy też ładnie wychodzi. Ale wiecie, że ja, blondynka ostatnia, nie widziałam nigdy zespołu klasztornego??? Zachwycona byłam eremami w Wigrach, pojęcia nie mając, że mam identyczne prawie dokładnie na drugim brzegu Wisły. I jeszcze nie miałam pojęcia o działalności animatora kultury, prowadzonej przez ks. Drozdowicza i o miejscu, zwanym podziemiem kamedulskim. W którym to podziemiu nie tylko serwują kawę i ciasto w bezpośrednim sąsiedztwie złożonych w kryptach zakonników, ale np. organizują "ostatki jazzowe", albo "performance Taniec Pana Boga z uschniętą choinką", albo wystawy malarskie, albo ińsze koncerty.
No i zupełnie, ale to zupełnie nie miałam pojęcia (jestem jednak usprawiedliwiona, bo inicjatywa powstała tuż przed moim wyjazdem z PL), że co jakiś czas pokazuje się na wieży kościelnej najsłynniejszy kamedulski nowicjusz, Michał Wołodyjowski, zwany Małym Rycerzem.
 Pan Michał wąsikami nagle ruszył i prawicą mimo woli do lewego boku sięgnął, ale nie
znalazłszy szabli, zaraz obie ręce pod habit schował, spuścił głowę i rzekł:
– Memento mori!
Pojawia się w towarzystwie hejnału Memento mori, oczywiście.

Kościół funkcjonuje jako "bielański", albo "pokamedulski", ba, nawet na stronie parafii (bł. E. Detkensa, duszpasterz, który zginął w Dachau) trudno jest znaleźć wezwanie - Niepokalanego Poczęcia NMP, św. Józefa i św. Ambrożego.

Jak będziecie na Bielanach, to przyjrzyjcie się uważniej kościołowi i otoczeniu. Naprawdę warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.