niedziela, 13 kwietnia 2014

Jachranka

Nie udało mi się tuż pzed wyjazdem z Moskwy pójść ostatni raz do bani. Stwierdziłam jednak, że po trudach przeprowadzki i szoku nowego życia cała rodzina zasłużyła na coś specjalnego. Zresztą, jak już wspomniałam, rola słoikowej korposzczurzycy nie predestynuje do zwiedzania Stolycy.

Pojechaliśmy więc do Jachranki.

- Mamo, to nie wygląda na przytulne, miłe spa - powiedziała Przelatek, mając w pamięci nasze ulubione miejsce pod Olsztynem - To przypomina bardziej nowoczesne więzienie!
Mąż również z pewną taką nieśmiałością wchodził do środka. Faktycznie, moloch robił wrażenie. Pokonaliśmy kilkaset metrów puszystej wykładziny, nim w końcu dotarliśmy do swojego pokoju, minąwszy kilka restauracji i lobby bar z żywym fortepianem.

Aquapark jednak nastawił rodzinę nieco bardziej przyjaźnie do hotelu, zwłaszcza, że pełno w nim było dzieciaków, była zjeżdżalnia, leniwa rzeczka i inne atrakcje, a ja mogłam skorzystać z sauny (która jednak do bani się nie umywała i trzeba było do niej wchodzić w stroju kąpielowym).
W szatni podsłuchaliśmy rozmowę młodego gościa ze swoją mamą.
- Mamusiu, a na kolację pójdziemy do Chaty Góralskiej, na smalczyk i kaczuszkę! I suflecik, i suflecik!
Postanowiliśy również zajrzeć do Góralskiej Chaty, czyli jednej z hotelowych restauracji, drewnianej w architekturze i wystroju. Przelatek jednak zaraz po wejściu zażądała natychmiastowej ewakuacji, ujrzawszy trofea myśliwskie licznie rozwieszone na wszystkich ścianach. Zdecydowanie nie było to miejsce, nadające się na paśnik dla Przelatka, na szczęście do knajp wzdłuż DK62 było blisko i zjedliśmy wyśmienitą kolację za Serockiem.

Śniadanie za to, podawane w wielgachnej stołówce, wrażenie zrobiło wielce pozytywne (mieli nawet ciasto bananowe dla alergików), a wisienką na jachrankowym torcie stał się masażyk, zafundowany dziecięciu. Nasze olsztyńskie miejsce nie oferowało masażyków dla dzieci, a stąd wyszłyśmy obie (bo ja też zasłużyłam na masaż, a co!) rozanielone.

Jeszcze tylko spacer po zadbanej okolicy z widokiem na Zalew Zegrzyński i wracaliśmy do domu.

Czy polecamy Jachrankę?
Ceny ma całkiem przyzwoite. Miejsce typowo korposzczurze, z mnóstwem sal konferencyjnych i aktywnościami typu "team building", bo i sprzęt wodny, i kajaki, i żaglówki, i boiska i takie tam. Sądząc z nieprawdopodobnej liczby pałętającego się drobiazgu, miejsce niezmiernie przyjazne dzieciom (fakt, można wykupić animacje i jest kilka pokojów zabaw, i dmuchane zamki na łące).
W sezonie (długie weekendy i inne święta) zapewne zapchane do granic możliwości, bo od Warszawy, a zwłaszcza od typowo słoikowej Białołęki, rzut beretem.

My chyba jednak wolimy bardziej kameralne warunki.

2 komentarze:

  1. Kocianno, do bani to na Warszawiankę, albo na Nowowiejską. Nie masz pojęcia, jak dobrze Cię znowu czytać! A jak Was potem weźmie na pielmieni czy cóś, to koniecznie do Skamiejki na Pragę!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.