sobota, 26 kwietnia 2014

Słoik buracki

Nie bądźcie burakami. Nie rozpalajcie grilla na balkonie. Ani samowaru.

Niedługo urządzamy rosyjską wersję grilla - szaszłyki - w zaprzyjaźnionym gościnnym ogrodzie. Ale o ile obsługa mangału nie różni się specjalnie od obsługi zwykłego grilla (różnica w wyglądzie jest zresztą minimalna, o ile w ogóle), to samowaru samodzielnie nie rozpalałam.
Nie, nie przywiozłam go z Rosji. Z Rosji przywiozłam tylko komin do niego, który kosztował tyle, co sam samowar z początku wieku, nabyty na Allegro. Cena nówki sztuki nieśmiganej na węgiel w moskiewskich sklepach zaczyna się od równowartości netbooka, a kończy na równowartości laptopa. Jak wiemy, laptopy bywają różnej klasy i ceny, i samowary też.
Co to za rosyjski grill bez samowaru? A gdyby mi się nie udało go uruchomić, nikt by się co prawda nie obraził, i pewnie dużo by było wspólnego śmiechu i radości, ale ja bym była rozczarowana. Postanowiłam więc rozpalić go we własnej kuchni, tylko na próbę.

Samowar, jeśli ktoś nie wie, składa się przede wszystkim z rury na opał (z otworami na dole i dziurą na górze), która jest włożona do pękatości z wodą. Zaczęłam od wrzucenia podpałki grillowej do rury. Podpałka mi się trochę pokruszyła i trochę wpadło do wody - nie wrzucajcie podpałki. Podpałki są niejadalne i niepijalne. Co prawda pierwsza woda i tak miała zostać zlana, bo nie wiadomo, kiedy był ostatni raz samowar używany, ale nie podoba mi się woda z podpałką.

Poczytałam instrukcje w runecie. Wszystkie mówiły o szczapach, poświęciłam więc drewnianą łopatkę do patelni, dodawaną jako gratis do jakichś przypraw. Podpaliłam ją od kuchenki i wrzuciłam do rury, uzupełniając dwoma brykietami węglowymi wielkości kartofelka. Łopatka paliła się dobrze.
Aż za dobrze.

Moją kuchnię wypeł nił siwy dym, przerażona owinęłam mokrą ścierką podstawę i rzuciłam pokrywkę na kominek, licząc na to, że odetnę dostęp powietrza, ale łopatka nic sobie z tego nie robiła i hajcowała się nadal, a spod kominka wyglądały radosne języki płomienia.

Samowar został przykryty kolejną ścierką i wyniesiony na balkon. Ogień już tak nie szalał, ale węgielki się tliły, wstawiłam więc duży komin i czekam, co będzie dalej... Deszcz pada, więc mam nadzieję, że lekki, niewidoczny dymek nie jest uciążliwy dla sąsiadów, ale i tak czuję się jak burak :(


P.S. Po półtorej godziny błędów i wypaczeń woda się zagotowała. Normalnie powinno to zająć ok. pół godziny. Teraz samowar stoi w kuchni, a ja zastanawiam się, jak go skutecznie i bezpiecznie ugasić. On nie lubi dużych różnic temperatur, więc nie można zalać rury wodą.

1 komentarz:

  1. a masz sapoga? bez niego slabo sie rozpala. i nie zapomnij o kilku lisciach czarnej porzeczki do zawarki i w ogle rozpal samowar na szyszkach (jak znajdziesz szyszki) najlepszy jest na szyszkach

    OdpowiedzUsuń

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.