poniedziałek, 19 maja 2014

7 godzin

7 godzin stałam w Noc Muzeów przed Wedlem. 
Warszawiacy w średnim wieku zapewne bywali w słynnej, obecnie jedynej w Polsce, fabryce czekolady. Mój mąż był. Ale odkąd Wedel ma innego właściciela, niż Skarb Państwa, udostępniany jest zwiedzającym li i jedynie w jedną majową noc.

Kolejka podobno ustawiła się już o 7 rano (pierwsze wejście - południe).
O 17 na jej końcu stanęli strażnicy, którzy poinformowali, że od tego miejsca nie ma sensu stać, bo nikt już nie wejdzie. Wpuszczano 25 osób co 10 minut, co przekładało się na 2-3 kroki wzdłuż ogrodzenia kościoła na Kamionku.

Na szczęście oprócz Młodej zabrałam również zaprzyjaźnione stadko Nielatów z ich mamą. Nielaty najpierw obejrzały najstarszy warszawski cmentarz z pięknymi XIX-wiecznymi i starszymi jeszcze nagrobkami - nieobecność osobistego Historyka nie pozwoliła im skupić się na informacji o odbywającej się na Kamionku pierwszej wolnej er... elekcji. Następnie odbyły radosną wyprawę do parku Skaryszewskiego. Później zostały nakarmione w bufecie Teatru Powszechnego, po czym namówiono je na wizytę w dwóch obok położonych muzeach - muzeum PRL i muzeum Neonów, do których w biały dzień raczej by nie dało się ich zaciągnąć. Przelatek nie czuła się zbyt pewnie, wędrując uliczkami starej Pragi (muzeum PRL adres ma przy Grochowskiej, ale przejść trzeba cały kwartał, zanim się doń trafi), nieotynkowane kamienice ze śladami wojennych kul straszyły jeszcze świeżym wspomnieniem odgłosu walących się murów z Muzeum Powstania Warszawskiego.

Kolejka posuwała się z wolna.
Nielaty odkrywały stare odkurzacze w muzeum (jak myślicie, co to jest? yyyy - klimatyzator?), w kolejce nawiązywały się pierwsze relacje. Wymieniano się adresami ciekawych placówek, otwartych w tę noc, i wrażeniami z nocy ubiegłorocznych. Jakaś dwunastolatka przemokła straszliwie podczas burzy z ulewnym deszczem - jej mama stała z młodszym rodzeństwem, więc ktoś się zaoferował, że dopilotuje dziewczę na drugi koniec Warszawy, żeby mogło się przebrać i osuszyć. Opowiadano dowcipy. Dzielono się kanapkami i gazetami. Kiedy się już ściemniło na dobre, przyjechał Comedy Club, rozdając lizaki i bańki mydlane - czekaliśmy już na ostatniej prostej :)

Warto było stać w tej kolejce. Nie tyle dla Wedla (o fabryce później) - co dla warszawiaków.



1 komentarz:

  1. Witam,
    widziałem reportaż w TV, ludzie stali nawet nie od 7, a od 6 już... Rozumiem, że część Warszawy miało ochotę na słodkości? ;d

    OdpowiedzUsuń

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.