poniedziałek, 12 maja 2014

Jak Przelatek został strażakiem

W planach weekendowych miałyśmy Zamek Królewski, bo, wstyd przyznać, przez 18 lat w Warszawie (z moskiewską przerwą) na Zamku nie byłam. Miałyśmy tam zabrać też Babcię, przybywającą do nas z gościną.

Po drodze okazało się jednak, że Babcia, w Stolycy bywająca głównie przejazdem, Zamek dawno zwiedziła, a w parku Saskim dzieje się jakieś coś. Postanowiłyśmy więc obejrzeć to jakieś coś i to był strzał w dziesiątkę!

Okazało się, że Miejska Straż Pożarna w Warszawie urządziła tego dnia imprezkę - uroczyste obchody na Pl. Piłsudzkiego odbywały się 4 maja i organizatorem była Komenda Główna, a strażacy miejscy w okolicach swojego święta przygotowują superowy festyn (nie tylko) dla dzieci.
Przelatek zaliczyła więc wszystkie strażackie sprawności: wdrapywała się po ściance i zjeżdżała na linie, skoczyła z drabiny wozu na poduszkę, przeszła przez namiot dymny z latarką, celowała wodą z węża do płomieni, dokonała resuscytacji fantoma, nurkowała w pianie. Ukrywała się też w skrzyni, żeby mógł ją odnaleźć sympatyczny labrador-ratownik. W masce gazowej i rękawiczkach do ramion zbierała niebezpieczną substancję przy pomocy piasku, zatkawszy dziurę w rezerwuarze przy pomocy korka pneumatycznego i pobrawszy próbkę substancji do analizy. Obsługiwała ręczną sikawkę. Najbardziej jednak podobało się jej - i nie tylko jej - budowanie wieży ze skrzynek po coli. Asekurowana przy pomocy liny zaczepionej przy wielkiej drabinie strażackiej, wspinała się po układanych przez siebie skrzynkach - im była wyżej, tym bardziej rozkładano teleskopowy bosak, przy pomocy którego sympatyczny aspirant podawał jej materiał budowlany. Jej wieża rozpadła się po osiągnięciu imponującej wysokości 19 kontenerków.
Za wszystkie te sprawności Młoda otrzymała pakiet materiałów promocyjnych "Zakochaj się w Warszawie", po czym zrobiłyśmy jeszcze parę zdjęć starym wozom i impreza zaczęła się zwijać - nieubłagalnie i bardzo sprawnie.



W Warszawie - maleńkiej, przytulnej, "wsamraznej" - zakochujemy się rzeczywiście coraz bardziej. Na festynie nie było dzikiego tłumu, kolejki do poszczególnych atrakcji były niewielkie lub nie było ich wcale, a strażacy starali się bardzo: byli wyjątkowo odpowiedzialni, a jednocześnie bardzo, bardzo serdeczni. 

Odległości nieduże, w weekend bez korków do centrum dojeżdżamy w pół godzinki.

A jednocześnie wszelkie plusy kulturalne dużego miasta na wyciągnięcie ręki - ha, a gdybyśmy mimo wszystko nie znalazły niczego ciekawego, Kraków czy Gdańsk są o rzut beretem.

NB wybieram się do Krakowa na "Miłość do trzech pomarańczy", jedzie ktoś ze mną?

1 komentarz:

  1. Dla rozrywek iinspiracji dzieciecych polecam ci takoż http://czasdzieci.pl/warszawa/
    oraz http://miastodzieci.pl/
    I cieszę się, że się wam powrót udał.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.