sobota, 23 stycznia 2016

Brawo ja, czyli lepiej umieć, i nie potrzebować, niż potrzebować, a nie umieć.

Człowiek w swoim życiu może nauczyć się skończonej liczby rzeczy. Chyba.
Albo wykształcić w sobie jakieś cechy, które pozwalają mu nie bać się uczyć. A przynajmniej spróbować.
Ojciec zawsze zachęcał mnie do próbowania. No, "zachęcał" to może niewłaściwe słowo.
"Trochę pomyślunku! Wyobraźni trochę!" - gderał, kiedy marudziłam, że coś mi się zepsuło. Faktycznie, trochę pomyślunku wystarczało zwykle, żeby ocenić, w czym tkwi przyczyna, i spróbować to naprawić samodzielnie, bo zanim Tata się za to zabrał...
Od tamtej pory wiele rzeczy próbowałam robić samodzielnie. Nie bałam się wiertarki ani klucza nastawnego, ale... ale umiejętności i siły mi jednak brakuje, więc moje majsterkowanie zwykle jest nieporadne, tymczasowe, trwa okropnie długo, a córka uczy się w tym czasie słów niekoniecznie nadających się do druku. Gdzieś tak koło trzydziestki doszłam w końcu do wniosku, że ja naprawdę lepiej piekę ciasta, niż wymieniam gniazdka, i że o wiele przyjemniej jest zaprosić sąsiada na kawę, zjeść ciasto i mieć wymienione gniazdko. Mąż, gwoli wyjaśnienia, pisze książki, gniazdek nie naprawia. Bo człowiek w swoim życiu może... i tak dalej.

Niedawno z Przelatkiem dyskutowałyśmy na temat przydatności rzeczy, których uczą ich w harcerstwie. No bo po co określać północ przy pomocy mchu, oceniać odległość wzrokowo, budować zdatny do zamieszkania szałas albo gotować na ognisku, jeśli mamy komórki z gpsem, chemiczne podgrzewacze i namiociki typu parasolka. A puszczaństwa po 2-3 obozach w lesie, zdala od cywilizacji, będzie miała dość na całe życie.

No rację ma dziewczyna, myślałam sobie, kiedy stałam sobie nad kibelkiem, obserwując cieknącą spłuczkę. Strużka wody była całkiem spora, a licznik kręcił się przez nią całkiem szybko. Dopłata do wody zaś była bardzo bolesna. Myślałam o harcerstwie, myślałam o dopłacie, zastanawiałam się nad kupnem zmywarki (czterokrotna oszczędność wody w porównaniu do mycia pod kranem), otworzyłam spłuczkę, dokleiłam urwany element zaworu spustowego, podregulowałam dzwon, zauważyłam, że zawór odcinający wodę poszedł się był kochać, a zaworu głównego nie jestem w stanie przekręcić, bo nie mam siły.

Następnego dnia Przelatek wyskoczyła z łazienki, piszcząc przeraźliwie. Nie, to nie spłuczka. To baterię przy umywalce trafił szlag. Próba zakręcenia zaworka od umywalki udana była połowicznie - zaworek od ciepłej wody też poszedł był się kochać. Obejrzałam baterię ze wszystkich stron, uznałam, że się na tym nie znam, i wezwałam fachowców. Zrobią mi przy okazji przyłącze do zmywarki.

Panowie przybyli całkiem sprawnie. Fefnaście razy latali do samochodu, mimo że poinformowałam ich, jakie mam problemy i co jest do wymiany. Zmitrężyli dwie godziny, skasowali 350 pln, baterii nie zmienili, bo przy nich nie ciekła, a nie mieli przy sobie silikonu, a "i tak trzeba umywalkę zdjąć będzie".

Bateria pociekła przy kolejnym czyszczeniu zębów.
Zakręciłam zaworki - hydraulicy jednak coś zrobili. Obejrzałam szafkę - została po poprzednich właścicielach i chyba parę razy coś im tam ciekło, bo cała spuchła i w ogóle nie wyglądała najlepiej. Pojechałam do marketu budowlanego, nabyłam baterię i szafkę razem z umywalką (bo w zestawie jest taniej, niż sama szafka), wróciłam do domu, złożyłam szafkę, odpaliłam youtube'a, zamontowałam baterię i odpływ, podłączyłam wężyki, uszczelniłam szparę między umywalką i ścianą małą tubką silikonu.

No brawo ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.