wtorek, 3 czerwca 2014

Jak tak wracam do domu, zła, zmarznięta, mokra...

a mieszkam na skraju świata...
a dzieciak się zgadza, żeby go zjeść, jeśli dam mu pograć w kurczaki na swoim ajfonie...
czy jakoś tak to było
u Masłowskiej

to mi się wszystkiego odechciewa.
Ciekawe, czy jej też.
Budzik dzwoni nieubłaganie bladym świtem, a potem tylko biegnę, biegnę i biegnę, żeby mieć więcej, więcej i więcej. Biegnę na przystanek, biegnę na drugi, biegnę do pracy. Z pracy wybiegam, za mną wyrzut sumienia, bo tabelka niedokończona, bo formułka się nie policzyła, bo... biegniemy z wyrzutem do autobusu, do metra, do autobusu, metro się psuje, biegniemy złapać zasięg telefonem bez kurczaków, tak, proszę pani, proszę ją wypuścić, zgadzam się, żeby wracała sama do domu...
Do pracowego wyrzutu dołącza matczyny.
Skoro i tak się spóźniłam, biegnę do apteki i do spożywczego, tfu, znów nie kupiłam żadnych owoców, zamiast nich zafoliowane pierogi, kolejny wyrzut, bo nie dbam o rodzinę...
Ścigana przez wyrzuty, wbiegam do domu, pralka, zmywarka, odkurzacz, dziecko, pokaż angielski, och, nie zapłaciłam za stołówkę, wyrzut, och, nie kupiłam krepiny (swoją drogą, co oni z tą krepiną mają), pierogi, flet, nuty, biegniemy do muzycznej, Przelatek nie doćwiczyła gamy, wyrzut. Całe stado wyrzutów się za mną ugania, kiedy wraca z pracy Tata Przelatka i z miejsca dostaje w nos za późną godzinę, i znów wyrzut, bo zamiast z talerzem gorącej zupy to ja zła, zmarznięta, głodna, a nasz pałac z Castoramy wygląda raczej jak pałac Śpiącej Królewny tuż przed pocałunkiem: stuletni kurz i pajęczyny.

Sobotni poranek, wyrzuty, które w nocy spać nie dawały, rozbuchały się z nową siłą, więc pralka, zmywarka, śniadanko, quality time, idziemy po więcej więcej więcej, Jak zostałam wiedźmą (mnie do wiedźmy już nic nie brakuje), hipsterska knajpa przy wejściu do Studia, hipsterska publiczność, mamy z mniejszymi dzieciakami wychodzą w trakcie, Młoda, zafascynowana językiem i jego nierówną rytmiką słucha, ale historia "jest dla warchlaczków, nie przelaktów".
Po powrocie "dziecko, teraz będziemy cię wychowywać, może byś łaskawie posprzątała w swoim pokoju", wrzeszczę na dziecko, piekę chleb (czy kapłanki ogniska domowego drą się jak stare prześcieradła?), usiłuję nadrobić to, co nie wyszło w tygodniu, zagłuszyć wyrzuty, a one się mnożą i mnożą.

Kalendarz puchnie od terminów, weekendy szczelnie rozplanowane, spotkania towarzyskie wyliczone co do minuty.

Wiecie co?
Idę grać w kurczaki na córki smartphonie.

2 komentarze:

  1. A gdyby te obowiązki z kimś podzielić?

    OdpowiedzUsuń
  2. Może spacer po kałużach, najlepsze lody w okolicy, wypiąć się na pajęczyny?

    OdpowiedzUsuń

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.