czwartek, 25 września 2014

Gdyby głupota mogła fruwać...

Zostałabym gołębicą.

Lekko spóźniona wyjechałam dzisiaj z domu, rozstałam się z córką pod szkołą i popedałowałam do pracy.
Po kilkuset metrach usłyszałam pisk telefonu. Córka poinformowała mnie, że przecież miała się ubrać na galowo, przerwa jest o 8.45 i niech tata dostarczy strój.
Zadzwoniłam do męża, który rano bywa nieprzytomny.
- "Dowieziesz Młodej strój?"
- "Przecież spóźnię się do pracy... Ale..." - rzuciłam słuchawkę, zrobiłam w tył zwrot i popędziłam do domu, nie zwracając uwagi na dzwoniący telefon. Wpadłam, złapałam ubrania z rozpoczęcia roku szkolnego, rzuciłam do męża "alimenty 1200, bez orzekania o winie, będzie szybciej", w drzwiach szkoły rzuciłam córce reklamówkę z ciuchami (zdążyłam przed dzwonkiem na lekcje), pomknęłam do pracy, niemalże roztrącając pieszych pod budynkiem i wymuszając pierwszeństwo, które mam jako rowerzystka, ale kierowcy o nim nie pamiętają. Wk... na wpadłam do pracy, spóźniona o 20 minut, i odczytałam smsy.

- Przecież mogłem podwieźć jej ciuchy taksówką po drodze do pracy i zostawić w sklepiku, ale nie chciałaś mnie słuchać...
- Zabiję cię, czy ja cię prosiłam o spódniczkę?

A w ogóle... to skoro ja zdążyłam cofnąć się od mostu do domu i wrócić do szkoły jeszcze PRZED lekcjami, to dlaczego ona nie mogła tego zrobić sama??? Też miała rower...

Kogo urzekła moja historia?

PS. E-matki nie muszą odpowiadać, już mi napisały :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.