środa, 17 grudnia 2014

Port Czerniakowski



Niełatwo być miastem nad niegrzeczną rzeką, a Wisła do grzecznych raczej nie należała. To wcale nie jest tak, że Warszawa się od niej odwróciła - to ona nie dawała się poskromić. Pod wysoką skarpą zamkową niegdyś nie było miejsca na żadne ogrody - król, jeśli chciał, mógł sikać z murów prosto do wody. Kępy zamieniały się w wyspy, wyspy migrowały od brzegu do brzegu, Topiel i reszta Powiśla regularnie była zatapiana, żeby później woda się od nich odsuwała, odsłaniając szerokie łachy albo tworząc starorzeczne jeziorka. Próby regulacji jednego brzegu w jednym roku kończyły się spektakularną powodzią i całkowitą zmianą biegu rzeki w roku kolejnym. Dlatego m.in. kąpiel w Wiśle możliwa była głównie w basenach - ogrodzonych i z kontrolowanym dnem, bo dno to ona sobie lubi zmieniać szczególnie często.

Takie właśnie burzliwe były dzieje okolic Portu Czerniakowskiego. W 1884 roku Wisła wkurzyła się na umacnianie Saskiej Kępy i wylała na Kępę Gocławską, przesuwając się o pół kilometra w prawo i zostawiając łachę. Lindley zbudował tam Stację Pomp Rzecznych, a w zatoce powstał port zimowy i stocznia. Naprawiano w niej parowce i budowano barki, aż do końca lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, z krótką przerwą na walki powstańcze i odbudowę. Potem stocznię zamknięto, a port dziczał... dopóki Miasto nie postanowiło przeprosić się z Rzeką. Niedawno pogłębiono basen, zrewitalizowano okolice, zbudowano przyłącza dla jachtów, bosmanat ma sympatyczny budyneczek, i można sobie wypożyczyć kajaki - a potem przesiąść się na Veturilo - nazywa się toto pętla kajakowo-rowerowa. Kajak wypożycza się na dowód, a potem oddaje w jednej z trzech stacji - wiosną muszę spróbować!


Teraz Warszawa promuje swój związek z Królową:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.