poniedziałek, 1 grudnia 2014

Koń na Syrenie

Co robi końska głowa na budynku Teatru Syrena?
Ile numerów ma ulica św. Teresy?
Gdzie była najwytworniejsza ślizgawka Warszawy i odbywały się najprzedniejsze bale?


Tego wszystkiego można się dowiedzieć, zbaczając z utartego szlaku komunikacji miejskiej w ulice między Marszałkowską i Ujazdowskimi. Na Litewskiej, na przykład, obok Instytutu Higieny Dziecięcej, tylko trochę bliżej Szucha, mieściła się całoroczna ujeżdżalnia, przerobiona potem na teatr.
Przy Koszykowej zaś znajduje się nie tylko jedna z najprzyjemniejszych - od przeniesienia BUW - warszawskich bibliotek. Drewniane ławy i lampy z zielonymi kloszami w czytelni głównej Biblioteki na Koszykach emanowały spokojem i cierpliwością tysięcy ludzi, którzy się przy nich uczyli, pomagając bardziej, niż zaciszne stoły pochowane między regałami nowego gmachu uniwersyteckiego, nie mówiąc już o bezdusznych dość czytelniach Narodowej. No, ale o bibliotece na Koszykach wszyscy wiedzą, a ja napisałam "nie tylko" - bo wystarczy odbić w bok paręset metrów dalej, żeby trafić na dwie małe uliczki - aleję Przyjaciół i ul. św. Teresy. Przy św. Teresy jest tylko jeden budynek, po parzystej stronie :), a przy alei Przyjaciół jest piękny dom pod trójką, jak pan Corbusier przykazał, na słupkach, z żaglem na dachu, autorstwa Żórawskiego.
A wcześniej jeszcze jest aleja Róż, tam mieszkało od licha i trochę poetów, np. Gałczyński, i różni oficjele, podobno np. Bierut. A w czasie wojny różni ważni Niemcy, w tym niezbyt przyjemni, jak Franz Kutschera. Willa przy alei Róż była celem wypraw ferajny z Cafe pod Minogą, a pod numerem pierwszym od wojny do 2008 roku mieściła się ambasada Wielkiej Brytanii - podobno teraz ma tam być hotel. I w ogóle ambasady lubiły te okolice, bo ładnie tu, zacisznie, a do centrum bliziutko.
Dawno, dawno temu właśnie tam znajdowała się Dolina Szwajcarska, ulubione miejsce zabaw i wypoczynku, z teatrami i teatrzykami, lodowiskiem, pałacykiem na imprezy, salą koncertową i w ogóle. Szwajcarska, bo stały tam drewniane chatki z kiełbaskami i innymi frykasami, w stylu alpejskim. Teraz została tylko Dolinka - skwerek miły, ale maluteńki.
I jeszcze bardzo lubię Mokotowską. Też ma parę niespodzianek, na przykład przecznicę Jaworzyńską, która jest skromna jak podwórko, albo rokokowe cacko pałacyku cukrowników, albo kamienicę "Krakowiacy i Górale". A w jednej przecznicy skryła się szkoła Platerówek, od zawsze w tym samym budynku.

Właściwie można tam godzinami brodzić i fotografować detale, i wynajdywać ciekawostki. W każdym innym mieście byłaby to ot, kolejna dzielnica z przełomu wieków, zabudowana nudną, w gruncie rzeczy, masówką, bez jakiejś szczególnej wartości architektonicznej. W Warszawie to bezcenne pamiątki przedwojennej przeszłości, i jakiś zagramaniczny turysta dziwiłby się pewnie niepomiernie, czym my się tak zachwycamy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.