Właściwie nie planowałyśmy niczego na dzień dziecka. Młoda wybiegła o poranku na dwór, przyrzekłszy solennie, że posprząta jeszcze dziś, ja wylegiwałam się z książką, kiedy zadzwoniła sąsiadka, proponując wspólny wyjazd na rolki. Obiecałam oddzwonić po konsultacji z Przelatkiem, i w tym momencie usłyszałam ćwierknięcie domofonu.
- Dziecko, dzwoniła ciocia Ma...
- Wiem, i że oni jadą na rolki i czy ja chcę, tak, chcę!
Okazało się, że Przelatek brykała na podwórku z córką sąsiadki :)
Jeździłyśmy sobie po Parku Fontann, potem dziewczyny zażyczyły sobie lodów ze Starówki, więc wdrapałyśmy się - wciąż na rolkach - na Nowomiejski rynek, gdzie zaliczyłam spektakularną glebę i stwierdziłam, że kostka brukowa to nie jest najlepsza nawierzchnia dla matek na kółeczkach. Matki bez kółeczek radzą sobie lepiej.
- Jak ja uwielbiam Starówkę - szczebiotała Przelatek - uwielbiam Starówkę, i mama mnie tyyyyle o niej nauczyła, ja już wszystko wiem! - uśmiechałam się w duchu, przypominając sobie panikę, z którą zagadywałam dzieciaki na grze miejskiej, żeby tylko nie zadały mi jakiegoś pytania, bo ja wiem daleko nie wszystko, mimo kursu przewodnickiego i kilkuset kilogramów literatury przedmiotu. - O, tu była ta szkoła, do której chodziła Skłodowska, a w tym domu się urodziła, a tu jest taka kamienica co ma tylko jedno okno, bo jej właściciel był skąpy, a kamiennych schodków jest 35, a... - przechwalała się Przelatek bez opamiętania, przebijając się na rolkach przez niedzielny tłum, z ociekającym rożkiem w dłoni, w szortach mokrusieńkich po zabawie w fontannie. Mała sąsiadka też przypominała sobie wszystko, co wiedziała o Warszawie, aż serce rosło :)
Dzikie tłumy na Rynku nas wystraszyły, zeszłyśmy więc w pobliżu arkad Kubickiego i tam nareszcie moje dziecko pozbyło się rolek (sąsiadka była dzielniejsza i bardziej uparta). Kilka minut kolejki - i wszystkie zajadałyśmy się słynnym wedlowskim torcikiem, a dziewczynom rozbiegły się oczy. Dmuchany zamek? Labirynt? Scena i "Mam talent"? Zmęczone matki uznały jednak, że im się należy trochę odpoczynku, a dzieciom trochę ciszy, i ukryłyśmy się przed słoneczkiem w samych arkadach, gdzie Młode brały udział w warsztatach lepienia czekoladowych krówek i dekorowania wafli płynną czekoladą, a my rozwaliłyśmy się w workach sako, pilnując rolek, wody, plecaków i kasków.
W mojej maleńkiej Warszawie można pójść na atrakcyjną imprezę dla dzieci w samiutkim historycznym centrum miasta, w jednej z najbardziej prestiżowych lokalizacji, i doskonale się bawić bez przepychania się łokciami i wystawania w kolejkach. Nie przestaje mnie to zadziwiać.
Przelatek posprzątała wieczorem. Trochę.
Ale za to ugotowała obiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.