W Moskwie chętnie oglądałam polskie spektakle, dzięki znajomościom w Instytucie Polskim można było dostać bezpłatną wejściówkę albo chociaż niedrogi bilet.
W Warszawie... oglądam przedstawienia rosyjskie.
Na takiego Ejfmana w Moskwie na przykład nie szło kupić biletów. Nie powiem, że w Warszawie ta sztuka była łatwa - mówiąc szczerze, wizyta w kasie Teatru Wielkiego była dla mnie lekkim szokiem. Albowiem ponieważ chadzałam do niego - z rzadka, ale chadzałam - bez najmniejszych problemów na wejściówki, siadając potem na drogich miejscach pierwszego rzędu na balkonie. Rozumiałam, że takie rozwiązanie nie przejdzie w przypadku występów gościnnych, ale nie spodziewałam się, że z dzieciakiem do opery w tym sezonie to ja się raczej nie wybiorę, jeśli nie zadbałam o to w czerwcu. A zamierzałam kupić bilety na coś dzieciakowego, oprócz Eifmana. Dostanie się do Bolszoja było prostsze...
Teatr Wielki zaskoczył mnie znów w foyer. Właściwie nie było dżinsów i innych ubrań każualowych. A nawet te jedne widziane przeze mnie dżinsy założone były do marynarki. Moskiewskie przybytki Melpomeny się bardziej wyluzowały pod tym względem - z Bolszojem włącznie.
Poza tym pełno tam było Rosjan. W bardzo różnym wieku - od dziewcząt do starszych państwa. Rosjan tutejszych, warszawskich, bo ze znajomymi rodakami rozmawiali surżykiem. Cóż zresztą się dziwić - zarówno balet, jak i Dostojewski ("Po drugiej stronie grzechu" to balet napisany na podstawie "Braci Karamazow") to dla większości Rosjan tematy nieobce, choćby dlatego, że zmuszani byli do tego w szkole :)
A sam spektakl jest ciekawy. Ejfman co roku wymyśla coś nowego - "ekranizuje", znaczy na scenę przenosi i w taniec przemienia - wielkie powieści, takie, których się sfilmować nie da, nie mówiąc już o "zbaletowaniu". A w sumie mu się udaje. W każdym razie, ledwo pamiętając "Braci" (Dostojewski nie należy do moich ulubionych pisarzy), wiedziałam, o co chodzi, a tam, gdzie nie pamiętałam - odbierałam bardzo mocny sygnał emocjonalny, więc i tak wiedziałam, o co chodzi.
Spróbujcie w przyszłym roku kupić bilety.
Rozwiazalas mi zagadke. Bo ja pobyt w Rydze zuzylam glownie na odwiedzanie tamtejszej opery/baletu, poziom ogolnie byl bardzo dobry, ale jedno przedstawienie mna wstrzasnelo - Anna Karenina. Ksiazki nie lubie, Kareninego nic a nic mi nie zal, w ogole nie lapie jego dramatu. Dramat porzuconego meza jako takiego oczywiscie rozumiem, ale nie Kareninego, jego stosunek do zony byl jakis taki chlodny, bez milosci, potem ja karal za pomoca dziecka. W ogole podczas lektury nie odbieralam wiekszosci emocji, jakie autor chcial przekazac, za to odczuwalam te, ktorych nie planowal (jak np. potworne wspolczucie dla Kareniny.) Ale tam, widzac ten balet, nagle zrozumialam te wszystkie uczucia, jakich nie bylam w stanie odebrac, czytajac ksiazke. To bylo niesamowite, bardzo mi sie rzadko zdarza, zeby jakies przedstawienie do tego stopnia na mnie wplynelo, a tu jeszcze zmienilo moj sposob postrzegania utworu.
OdpowiedzUsuńI dochodzimy do clou - mimo ze zespol miejscowy, to choreografia byla Eifmana, sprawdzilam w programie. Teraz zrozumialam, dlaczego tamto przedstawienie mna tak kopnelo, dzieki za wyjasnienie. (Btw. jakbys sie zastanawiala, to nastepne przestawienie jest 16 kwietnia, bilety do 30,00 euro, a do Rygi rzut beretem...)
Ciekawa jestem, gdzie jeszcze Eifmana mozna w Europie zobaczyc.
Turzyca
PS Co to jest surzyk?
Surżyk - zgodnie z definicją - to mieszanka rosyjskiego i ukraińskiego, ale czasem używa się go w znaczeniu rozszerzonym, jako mieszankę rosyjskiego i jakiegokolwiek innego - w tym wypadku polskiego.
Usuń