Chodzi mi wyjątkowo o opakowanie szklane, nie mentalność. A dokładniej - o szklaneczki po nutelli, używane przez nas w charakterze szklaneczek właśnie. Uzbierało się ich już naprawdę bardzo dużo, bo moja rodzina uwielbia czekoladowy krem, i nie bardzo mam ich gdzie trzymać.
Kiedy podczas radosnej przedświątecznej kłótni mój mąż po raz pierwszy użył argumentu od czapy - poleciał pierwszy słoik. Z olbrzymią przyjemnością cisnęłam nim z całej siły o podłogę, obserwując ze spokojem, jak drobniutkie szklane okruchy rozsypują się po gresie i migoczą w świetle ledowych żarówek. Wcale nie byłam wściekła - miałam poczucie mocy. Zawsze chciałam rozwalić szklankę.
Męża zatkało, ale nie na długo. Przelatek wyjrzała ze swojego pokoju, z ciepłym uśmiechem poprosiłam ją o założenie kapci. Kiedy mąż odezwał się ponownie, poleciał drugi słoik.
W sumie zużyłam ich sześć, zanim byliśmy w stanie wrócić do konstruktywnej dyskusji.
Wiecie co?
Polecam.
Bardzo to przyjemny blog jest, będę zaglądać! Życzę udanego roku 2015!
OdpowiedzUsuń