piątek, 5 grudnia 2014

Kiedy zaczyna się historia?

Dla Przelatka historią jest wszystko to, co było przed jej pojawieniem się na świat. To, co było przed moimi narodzinami to dla niej przeszłość bardzo zamierzchła, a między czasami jej prababek, a Homo Erectus nie ma już naprawdę żadnej różnicy.

Historyk najnowszy (a także mój prywatny Historyk Najnowszy) zapewne przeżywa dylematy - coś, co dla niego było już dawno temu, a więc zupełnie obojętne moralnie, dla żyjących jeszcze świadków tamtych wydarzeń wcale takie nie jest. Mój Historyk jakieś doświadczenia w tej kwestii zapewne miał, bo jak tylko wyciągałam aparat podczas urokliwego spaceru po Białołęce Dworskiej, fukał na mnie i szeptał:
- Tych nie fotografuj, oni tego nie lubią!
- Nie, wiesz, nie opisuj tego na blogu, tej rodzinie się to nie spodoba.
- Absolutnie nie możesz o tym wspomnieć! Ktoś cię oskarży, że przyczyniłaś się do spadku wartości gruntu!

Opowiadał jednocześnie arcyciekawe rzeczy o zamieszkujących osiedle rodach i rodzinach, o parcelach i domach. Przy jednej z ulic mieści się na przykład plac, który jest chyba przeklęty. Dom, który na nim stał, został zniszczony przez bombę w 44, właścicielowi nie udało się go odbudować, a żaden z kolejnych nabywców tej ziemi nie zrobił na niej interesu - a cele mieli bardziej biznesowe, niż osiedleńcze.
W innym miejscu są jakieś resztki słupów ogrodzeniowych i schodków. Kiedyś stał tam drewniak (Dworska miała w większości drewnianą zabudowę, która w znakomitej większości poszła z dymem podczas ciężkich walk w 44, razem z sadami i lasami), a w ogrodzie podobno pochowanych zostało dwóch Węgrów. Walczyli po stronie Niemiec, mieli swoje działa, ale niemiecką amunicję, której działko nie wytrzymało i rozerwało się, zabijając załogę.
Wojna, a raczej czołgi, wytyczyły zresztą zupełnie nową ulicę - Lidzbarską, którą dojść można do Choszczówki. Nie doczekała się nigdy utwardzenia, ale jest świetna na spacer czy wycieczkę rowerową.
Wieś rycerska znana była od 1425 roku, różnych miała właścicieli, z królem Janem Kazimierzem włącznie, a w 1919, kiedy zaczynają się jej współczesne dzieje, należała do hrabiego Reja (z tych Rejów - dodał Historyk). Rej wyprzedawał ziemię, dokonując wcześniej parcelacji za pomocą inżyniera Nowaka, który wytyczył w tym miejscu całkiem zgrabne letnisko. Działki miały po dwa tysiące metrów, miało być targowisko, kościół, szkoła, boisko, szerokie ulice łączyły ronda. Jeden z głównych traktów nazwano Zakopiańską (dziś Ambaras), jest też Ciupagi i inne góralskie uliczki.
Szkoła jest, acz w zupełnie innym miejscu, niż planowano. Wcześniej dzieciaki uczyły się w powszechniakach w prywatnych domach, albo posyłano ich do sióstr na Płudy. Zresztą, obecna tysiąclatka powstała również w pewnym stopniu dzięki siostrom - przekazały one na ten cel część swojej ziemi, tej obok zarastającego sosenkami pola. Pole uprawiane było podobno jeszcze w latach osiemdziesiątych, zostało siostrom oddane w użytkowanie pod warunkiem, że go nie sprzedadzą - takie, w każdym razie, ploty chodzą po osiedlu.
Kościoła nie ma. Parafialny jest w Płudach, na Pasterkę i przy innych większych okazjach można przyjść do sióstr, do kaplicy Domu Dziecka. Dom, o wdzięcznej nazwie "Bożyczyn", był przez jakiś czas filią domu z Płud, "stary" dziś budynek widoczny od Wałuszewskiej budowany był na gwałt około 1925 roku, kiedy, dowiedziawszy się, że siostry kupiły parcelę z dwiema zrujnowanymi willami, przysłano do nich około setki dzieci pod opiekę. W czasie wojny musiały się przenieść do budynków gospodarczych, bo w domu był niemiecki szpital polowy, przejście frontu w 44 przeczekiwały z dziećmi w piwnicach w Płudach pod ostrym ogniem.
Była poczta - wcale nie na Pocztowej, tylko na Majorki. Przeniesiono ją potem w okolice Zakładu Karnego, bo tam więcej było przesyłek. Był też klub sportowy Junak, który mieścił się przed wojną tam, gdzie dziś przychodnia. I kostnica w latach siedemdziesiątych, tam, gdzie można jej się spodziewać, czyli na tyłach Domu Opieki.
Rolę targu pełnił długi drewniany dom na Majorki, tam zresztą do tej pory mieści się swoiste centrum handlowe osiedla, choć w murowanych już budynkach.
Biblioteka zaś przeniosła się przed paroma miesiącami z przytulnego drewniaka, w którym, jak tłumaczy Historyk, uśmiechając się do wspomnień z dzieciństwa, była "od zawsze", do miejsca w Dworskiej niegdyś nie do pomyślenia - osiedla zwartej, gęstej zabudowy przy Wałuszewskiej.
Park - a po co tu park? Zamiast parku sadzono lasy - właściwie od lat pięćdziesiątych, w czynach społecznych, do późnych lat osiemdziesiątych. Miejscami widać pas drzew wyraźnie młodszych od okolicznych - to nasadzenie na wodociągu północnym, którym Warszawa ciągnie wodę z Narwi. Lasy są piaszczyste, bo tu właśnie są najwyższe łachy wiślane w okolicy. Pięknie wyglądały jesienią...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.