Nie mam pojęcia, dlaczego przez tyle lat nie byłam w Zamku. Może dlatego, że kiedyś nie lubiłam muzeów, a kiedy polubiłam - Przelatek była jeszcze Warchlaczkiem i nie nadawała się na ciąganie po wystawach. Albo nie umiałam jej ciągać. Albo nie umiałam jej zostawiać w domu.
A może dlatego, że myślałam sobie, że to atrapa - hehe, dopiero w Moskwie zrozumiałam, że atrapy też mogą być ciekawe - skoro chodziłam do atrap w Moskwie (vide Teatr Wielki czy pałac w Caricyno), to czemu nie w Warszawie? A ostatnio - dlatego, że wcześniej pogoda była zbyt ładna, a Zamek - zbyt oczywisty, żeby opisywać go na słoikowym blogu, którego Każdy Czytelnik Zamek Widział, a Każdy Prawdziwy Warszawiak był w środku.
Zrobiło się jednak zimno i paskudnie na dworze, w listopadowe łykendy wstęp był wolny, trzeba to zobaczyć :)
Okazuje się, że nawet jeśli to nie jest łykend, i nawet jeśli jest dość mało czasu na spacer, to warto z gościem Stolycy (goście Stolicy są w Moskwie) tudzież małolatem zajrzeć do podziemi, gdzie jest zawsze bezpłatna multimedialna wystawa o budowie i odbudowie jednego z symboli Warszawy. Robi wrażenie, i to mocne, a jej odwiedzenie zajmuje kwadrans.
Okazuje się też, że atrapą są tylko mury. Że niemal wszystkie ruchomości udało się wynieść i uratować, a te, których się nie udało (np. żyrandole, które zdjęte i przygotowane w jednym pomieszczeniu do wywiezienia, akurat w tym, do którego za chwilę trafił niemiecki pocisk) zostały odtworzone według oryginalnej fabrycznej dokumentacji. Że dokumentowano i ratowano w początkach okupacji co się dało: fragmenty polichromii, zdobień, podłóg, nawet skrzydła drzwi, które służyły za nosze do wyniesienia czegoś innego, nie mówiąc o dziełach sztuki.
Okazuje się, że dzieciakowi powinno się tam spodobać. Nawet czterolatkowi. Można mu pokazać królewskie łoże albo szafkę do chowania naczynia nocnego, stolik do pisania, zupełnie jakby pod laptopa zrobiony, tron, ze zdobień którego po wojnie odnaleziono jednego orzełka, lustro, w którym odbija się inne lustro, w którym odbija się to samo lustro, w którym..., przepiękną salę balową, prawie nigdy zgodnie z nazwą nie używaną.
Weszłam do zamku w chwili otwarcia, o 10. Wyszłam, kiedy już zamykali, o 16. A przewodniczka martwiła się, że mamy tak mało czasu... i jeszcze zapraszała na kurs zamkowy. Półroczny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.