Rower to genialne ćwiczenie aerobowe, łączące przyjemne (zwłaszcza w śniegu z deszczem) z pożytecznym, to jest dojazdem do ukochanej pracy. Trudno jednak dojeżdżać do ukochanej pracy w weekendy, zwłaszcza te, w które pada śnieg z deszczem. A ja właśnie nauczyłam się kręcić hula-hop.
Bo to było tak.
Nabyłam śliczny czarno-biały model w GoSporcie. Przeceniony, bo miał zniszczone pudełko. Złożyłam, zrobiłam sobie fefnaście siniaków na stopach i kostkach i ucieszyłam bardzo sąsiadów, którzy słyszeli co wieczór co chwilę łuuuup, a potem kuuur....a.
Potem przyszła Babcia. - Ale macie ładne coś! - ucieszyła się i wyjęła coś zza kanapy. Poprzesuwała krzesła i kręciła dobrą minutę, wspominając radośnie, że mają kilka takich w Klubie Emeryta. A potem powiedziała mi, co robię źle.
Jak nauczyłam się robić dobrze, to kręciłam przy fajnym filmie godzinkę. Teraz mam zakwasy. A hula hop też tego nie przeżył. Rozpadł się był, bo plastikowe bolce na łączeniach szlag trafił. Teraz trzyma się na klej cyjanoakrylowy typu kropelka i taśmę izolacyjną...
Ale wiecie co?
Od Srody Popielcowej schudłam 3 kg i chudnę dalej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.