piątek, 3 października 2014

Na rynku przygrywa muzyka...

Królu Zygmuncie, powiedz mi, czyś
widział Warszawę tak piękną jak dziś?
Krakowskim Przedmieściem ku schodom,
ku schodom ruchomym i w dół...
Przygodo, warszawska przygodo
gdzie szukać cię, jeśli nie tu.

Na rynku przygrywa muzyka
do tańca podają nam takt...


Skoro schodami ruchomymi zjechaliśmy w dół, to na pewno nie mówimy o Rynku Starego Miasta, prawda? Ani o rynku Nowego Miasta. Zresztą, tytuł filmu (pierwszy polski kolorowy!), z którego pochodzi piosenka śpiewana przez młodziutką wówczas Irenę Santor mówi sam za siebie.

Górny poziom schodów znajduje się w kamienicy Johna (to nazwisko takie, gość miał na imię Alek i był prawnikiem, ostatnim właścicielem kamienicy). Kamienica miała prawie trzysta lat na początku wojny, kiedy spłonęła całkowicie, a w '44 jeszcze jej dowalono, więc trzy lata później bez żalu rozebrano resztki, żeby zbudować trasę W-Z. Bez Johna Plac Zamkowy wyglądał smutnie, więc postawili Johna na nowo, dodając mu 80 cm, coby się schody zmieściły.

Schody były solidne, maszyneria ważyła 150 ton (dziś - 15), psuły się powolutku do końca ubiegłego stulecia. Ale zarówno wtedy, jak i dziś nie wolno nimi przewozić rowerów, nad czym ubolewam straszliwie, bo mój stalowy koń trochę jednak waży.

Kiedy się przejdzie na drugą stronę trasy W-Z, podziwiać można Św. Annę, we wszystkich stylach architektonicznych naraz. Fajnie się na niej Młodą egzaminuje: patrz, absyda jest z cegły, to jaki to styl? Gotyk! A boczna kaplica? Nie z cegły, więc renesans! OK, a wieża? Biała, znaczy klasycyzm! A w środku na pewno złoto, więc barok! Dalej za św. Anną jest mur dawnego pałacu Kazanowskich - za nim mieszkały małpy, z którymi Zagłoba walczył w "Trylogii". A za zdany test z architektury młodzież można zabrać do pizzerii w podziemiach omawianego kościoła - nastrojowa bardzo :) Albo wleźć na wieżę, ale tego Przelatek akurat nie lubi.

A niżej - śliczne, senne, spokojne malutkie miasteczko. 23 kamieniczki z cegły rozbiórkowej, urokliwe, z licznymi podcieniami, w ogródkach rosną malwy, gdzieniegdzie jakiś sympatyczny detal - zegar z mozaiką, sowa, łabądź, kotek na przedszkolu, słynna Przekupka Barbary Zbrożyny. Nad uliczkami niosą się dźwięki fortepianu - ćwiczą biedacy w Szkole Muzycznej.

Są tacy, co Stępińskiego z Sigalinem odsądzają od czci i wiary - przed wojną ta okolica tętniła życiem, były tu knajpy (a nie tylko pub pod Baryłką, od zawsze chyba przy rynku), zajazdy, hotele, byznesy, handlowano piaskiem i rybami, jakieś zakłady przemysłowe... została po nich tylko numeracja, bo ulica Mariensztat zaczyna się od numeru... siódmego. Na miejscu wcześniejszych stoi Wisłostrada. Ale ja Mariensztat bardzo lubię. I ma ścieżki rowerowe. I rampę mu budują, żeby rowerzyści mieli połączenie z Nowym Zajzdem. I w ogóle.



Bardzo przydatna informacja praktyczna: przy schodach ruchomych znajduje się duża, bezpłatna publiczna toaleta.


Z ciekawostek: na każdej z kamiennych tablic oznaczających ulicę Mariensztat mamy inną ortografię..


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.