niedziela, 5 października 2014

Najładniejsze miejsce w Warszawie

Najładniejsze miejsce w Warszawie to XXX piętro Pałacu Kultury. Bo stamtąd nie widać Pałacu Kultury....

Gdyby ktoś chciał zrobić w Warszawie wielkie, spektakularne bum, byłby idealnym celem. Symbol stolicy, olbrzymi,  i... pusty. I obecnie prawie w ogóle nie strzeżony. Spędziłam tam upojne czterdzieści minut, w czasie których brodziłam po bezludnych salach i korytarzach i pies z kulawą nogą się mną nie zainteresował. Więcej... nie miał kto się zainteresować, bo żywego ducha nie widziałam. Ani telewizji przemysłowej. Ani żadnego z szesnastu pałacowych kotów, które mają tam etaty i zatrudniają karmiciela. Sokole oko też mnie nie dojrzało, może dlatego, że nie wybrałam się na 45 piętro, gdzie ptaszek gniazduje (zresztą, oficjalnie piętra są 44).

Pałac można zwiedzać z przewodnikiem, trzeba sobie poszukać wycieczek. Zresztą, na wejściu do sali z lewej strony holu głównego wisi surowa kartka "wstęp tylko z przewodnikiem". Ale, przez nikogo nie niepokojona, wjechałam windą na szóste piętro, obfotografowałam foyer teatru "6 piętro" i udałam się na klatkę schodową. Stamtąd spokojnie zeszłam na trzecie (a może to było drugie?), przeszłam się przez przestronne sale aż do pięknych marmurowych schodów prowadzących do Sali Kongresowej. W środku byłam kiedyś, więc się do niej nie pchałam (pomieszczenia techniczne ma niziutkie i ciaśniutkie, oj, ciaśniutkie), popatrzyłam przez okna na wewnętrzne dziedzińce, wróciłam do części głównej. Podsłuchałam wycieczkę - okazuje się, że w tych wszystkich ślicznościach ciągle palą światła, i Patyk żre tyle energii, co 130-tysięczne miasto. Zrobiłam parę zdjęć, poszłam dalej.

Nie byłam pierwsza. Opowiadane są historie o młodym włóczędze Marku, który włóczył się przez kilka miesięcy po artystycznych klepkach, a także o kobiecie, która z dzieckiem i łóżkiem wprowadziła się do portierni. Choć niegdyś ochrona pałacowa była znacznie bardziej surowa i budynku strzegła pilnie. Do pierwszych strażników należeli panowie o wiele mówiących nazwiskach Kieliszek, Biskup i Bania. Razu pewnego nie wpuścili prezydenta (wówczas premiera) Bieruta, bo przybył był niezapowiedziany...

Historię Pałacu można sobie przeczytać na jego oficjalnej stronie. Leniwym przytoczę tylko ciekawostki, na przykład tą, że Pekin, aka Pałac, to nie tylko akronim, ale i nazwa kamienicy, która stała niegdyś u zbiegu Złotej i Żelaznej i mieściło się w niej kilka przybytków uciech cielesnych. Albo że wysokość przyszłego budynku określano przy pomocy kukuruźnika z balonem, który latał nad ruinami śródmieścia, a architekci obserwowali go z praskiego brzegu Wisły - i to, że wyszedł taki wielki, to wynik li i jedynie naszej megalomanii, bo Lew Rudniew mówił "stop" na 120 metrach. Albo że w chodnikach otaczających Pałac można znaleźć ślad muru getta, ulicę Śliską czy skrzyżowanie Wielkiej i Chmielnej. Albo że na miejscu teatru Lalka stał Dom Dziecka Korczaka, zburzony dopiero w celu budowy Pałacu. Pomnik Korczaka stoi nieco dalej. Albo że Rosjanie na czele naprawdę bardzo się starali zaprojektować budynek narodowy w bryle i detalu, a socrealistyczny w duchu, że bardzo podobały im się polskie miasta, które zwiedzili, żeby poznać naszą architekturę, i że obkleili sobie pracownię zdjęciami naszych perełek. A że wyszedł im "sen pijanego cukiernika", o którym na melodię Mazurka śpiewano "co nam obca przemoc dała, nocą rozbierzemy"...  

I, wreszcie, że kiedy go budowano, Warszawa nie tylko nie miała centrum, ale nawet nie bardzo wiedziała, gdzie owo centrum miałoby się znajdować.


Teraz już wie.


Wiecie, za co bardzo lubię Pałac? Za to, że rzeźby, które go przyozdabiają, mają takie fajne kształty. Że kobitki tam są dobrze zbudowane, mocarne i grubokościste. I że, mimo całego swojego dostojeństwa, taki jest niepoważny :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.