wtorek, 21 października 2014

Przedszkolaki w burdelu

Powiśle to jest Powiśle właściwe - to z BUWem, CN Kopernik i tak dalej, ogólnie - w dół Wisły, od Poniatowszczaka licząc, i szersze Powiśle, od mostu Łazienkowskiego do Śląsko-Dąbrowskiego. Któregoś razu zamiast wnieść rower z Solca śmierdzącymi schodkami na most, pojechałam sobie prosto, ufając, że gdzieś na pewno dojadę.

Trafiłam do rzeźni. A raczej do tego, co z niej zostało po wojnie - dwóch klasycystycznych domków w otoczeniu ultranowoczesnego apartamentowca, nowej siedziby Muzeum Azji i Pacyfiku. Właściwie po wojnie został też budynek główny szlachtuza, ale ktoś komuś dał w łapę i go rozebrali, mimo sprzeciwów konserwatora. Zresztą, rzeźnię zlikwidowano jeszcze przed wojną, zwłaszcza, że mieli tam pewien problem z higieną, więc na jatkach gadano, że mięso z Solca szybciej się psuje.

A potem, za skrzyżowaniem z Ludną, zamiast rzeźni znalazłam się w drukarni - klubie 1500 m do wynajęcia. Tak się nazywa, naprawdę. Na ścianie bramy wisi plakat: "Czy Noam Chomski jest wysoki, czy szczęśliwy?". Jako że nazwisko staruszka jest mi bliskie, zainteresuję się chyba tym filmem :)

Później skoczyłam w czasie o parę stuleci, bo stanęłam koło magazynu solnego - na rynek Solecki przywożono Wisłą sól z Wieliczki. Obok magazynu solnego, a właściwie budynku administracyjnego tegoż magazynu, śliczny kościół św. Trójcy i budynek zakonu trynitarzy. W kościele chrzczono Stefana Starzyńskiego i żenił się tam K.K. Baczyński, a zabudowania zakonne miały ciekawe losy. Trynitarze zajmowali się wykupem chrześcijan z tureckiego jasyru, a kiedy zagrożenie tureckie znacznie zmalało, zmalała też liczebność braci. Wynajęli więc kawałek swojego mieszkania na cele przemysłowe, i po paru zmianach właścicieli Hirschman i Kijewski otworzyli tam swoją Fabrykę Płodów Chemicznych. Co ciekawe, mieli filię w Tarchominie, do dziś istniejącą, a w latach dwudziestych w ogóle całość produkcji przenieśli na Tarchomin, bo na Solcu robiło się tłoczno.

Minęłam Pomnik Saperów w Parku Kultury, znaczy Rydza-Śmigłego, i trafiłam do przedszkola. Zabytkowego i ślicznego, nazywa się Pałac Symonowiczów. Symonowicz to był Ormianin, który handlował winem, a że się dorobił, to kupił był sobie szlachectwo. Działo się to pod koniec XVIII stulecia. Postawił sobie skromną chałupkę, późnobarokową, bez skrzydeł, bo soleckie działki były długie i wąskie. Potem pałacyk przechodził z rąk do rąk wiele, wiele razy, ludzie na nim interesy zbijali, ale remontować to im się tego nie bardzo chciało, więc tynki odpadały i ozdóbki szlag trafiał. Zaczęła tam mieszkać biedota, a i zamtuz podobno jakiś się trafił. Dzisiaj więc mamy prowadzą dzieci do dawnego burdelu...

Istnieje co prawda inna wersja - że właścicielami nie był Symonowicz, tylko Sanguszkowie, potem pałacyk faktycznie sprzedawano, a potem mieszkała w nim piękna Andzia, w której zakochał się był xiąże Poniatowski, i miał ją wykraść i zniewolić, ale wcześniej wykradł ją inny wielmoża, który dziewczę przez dwa lata kształcił u Sakramentek, a potem się z nią ożenił, za co Józio był mu wdzięczny, bo uchronił ślicznotkę przed zbereźnikiem. A może i wcale nie uchronił, a może też nie była to śliczna Andzia, tylko doświadczona w ars amandi Tekla? 

Z przedszkola machnęłam w jakieś podwórko, odkryłam kilka fascynujących domów modernistycznych, jeden ze śladami wojennych zniszczeń i odbudowy, przeszłam kolejną bramę i znalazłam się na Czerniakowskiej, niedaleko... szkoły na Zagórnej. Od razu wiedziałam, że to szkoła, nic innego nie mogło tam być, i na dodatek szkoła była secesyjna! A o secesję w Warszawie niełatwo, właściwie tylko w Śródmieściu Południowym coś się ostało. Teraz są tam jakieś wydziały Kancelarii Sejmu, ale wcześniej był dom dziecka, szkoła, szpital polowy, szkoła i - na samym początku, w 1915 roku - sierociniec. Właścicielem posesji był niejaki Wojciech Sawicki, i dlatego teraz kamienica nosi jego imię. 

Wróciłam na Czerniakowską, skręciłam do parku, znalazłam knajpę z ładnymi mozaikami i intersujący architektonicznie hotel (Szara 10a), próba obejścia skończyła się wlezieniem w zrujnowaną niemal ceglastą kamienicę.
A potem zaterkotał telefon.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.