czwartek, 29 stycznia 2015

Zejść ze ścieżki: Elektoralna i Ogrodowa

Do niedawna w Warszawie istniały dla mnie tylko ulice, po których jeździ komunikacja miejska, albo które są w centrum zamknięte dla ruchu kołowego. Błąd, wielki błąd. Gdybym, znudzona hałaśliwą Solidarności, nie wybrała równoległego szlaku (bez wielkich nadziei, w końcu to teren getta), nie znalazłabym Szpitala Św. Ducha.
OK, szpitala już tam nie ma, to chyba zresztą największy szpital-wędrowniczek wśród warszawskich placówek medycznych. Powołany do życia jako przytułek przy kościele św. Marcina na Piwnej w roku pańskim 1442, wędrował przez stulecia po całej stolicy, żeby przyłączyć się w końcu do placówki na Woli. Ale w połowie XIX wieku, w supernowoczesnym budynku, postawionym na miejscu fabryki powozów Dangla, przeżywał prawdziwy rozkwit. Szpitalnych pawilonów (prawdziwy hit w tamtym czasie, innowacja na miarę mycia rąk, wprowadzonego przez Ignacego Semmelweisa również w wieku XIX) wprawdzie nie odbudowano po wojnie, ale przecież były. Podobnie jak poradnia oftalmiczna, w której udzielano bezpłatnych porad, przychodnia przeciwgruźlicza (pierwsza w Warszawie!) czy pracownia rentgenowska. Nie prowadzono opieki nad bezdomnymi - także znaczące novum prawie dwieście lat temu, kiedy szpital był synonimem przytułku.
W każdym razie szpitala nie ma, ale budynek jest. Ładny. Bardzo.

Kolejne odkrycie to budynek Sądów od d.. strony, czyli od tylca. Zaprawdę, powiadam wam, warto obejść sądy przy Solidarności dookoła i popodziwiać modernistyczne proporcje. Zdarzało mi się bywać w sądach w środku, i wiecie co? Są dość przestronne, co nie jest typowe dla architektury budynków publicznych międzywojnia. Jednak powaga trzeciej władzy wymaga przestrzeni...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.