piątek, 10 lipca 2015

Miasto-ogród

Koncepcję miasta-ogrodu w 1898 roku opublikował Ebenezer Howard, stenotypista parlamentarny, któremu się nudziło na posiedzeniach, więc mechanicznie zapisując ich przebieg marzył o idealnym miejscu do mieszkania. Marzenia opisał, i okazało się, że nie on jeden snuł takie słoicze wizje własnego domku w ciszy i zieleni, w okolicy przyjaznej dla ludzi. Zwłaszcza, że miasto jako takie pod koniec XIX wieku zdecydowanie nie było miejscem miłym, brakowało w nim drzew, świeżego powietrza i światła. Utopia Howarda była tak atrakcyjna, że znalazła realizatorów na całym świecie, również w świeżo wyzwolonej Polsce, także w świeżo poszerzonej Warszawie.
 
Na zamówienie deweloperów-właścicieli, panów Tarnowskiego i Sobańskiego, przedstawicieli znakomitych rodów, architekci Sosnowski i Jawornicki przedłożyli koncepcję urbanistyczno-architektoniczną, która miała zrealizować spółka "Miasto-Ogród Czerniaków".
W sumie nawet im się udało.
I mimo błędów i wypaczeń efekt widoczny jest do dziś. Tyle że miasto-ogród Czerniaków leży na Sadybie.
 
Czarowne to miejsce, wymieszane, prawdziwa sałatka warzywna. Miałam napisać tygiel, ale w tyglu składniki się łączą, w sałatce pozostają osobno, lekko scalone majonezem, w tym wypadku majonezem romantycznych latarni gazowych, ogrodów i cichych, spokojnych uliczek. Zielona, Kuracyjna, Jeziorna, Jodłowa... fajne nazwy, co?
 
Obok siebie stoją dworki (pierwotna koncepcja zakładała "polski styl XVIII/XIX w.") i modernistyczne (czyt. znacznie tańsze w wykonaniu) wille, a nawet zupełnie współczesne domy, obok siebie mieszka czerniakowska ferajna i grecki ambasador, w jednym ogródku eleganckie panie w kapeluszach sączą szampana i rozmawiają po angielsku, w sąsiednim dwóch gości o nagich torsach grilluje kiełbasę, popijając ją Warką Strong i dla odmiany stosując łacinę. Tę nienadającą się do publikacji. 
 
Wszyscy zaś ciągną w upalne lipcowe dni na plażę, która jest, o dziwo, czysta, strzeżona i w miarę kulturalna. Od tej pod mostem Poniatowskiego odróżnia ją całkowity brak lansu, dużo skromniejsze rozmiary i możliwość kąpieli bez narażania życia i zdrowia. Jeziorko Czerniakowskie wysycha, ale wciąż jest tam gdzie popływać, i wciąż jest tam trochę dzikiej zwierzyny do postraszenia.
 
Klymaty, panie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.