Kiedy wyszłam z pracy, lunął deszcz. Mam na takie wypadki pelerynę, ale deszcz to deszcz, zwłaszcza taki lejący. Byłam jednak chwilowo bezdzietna, co oznaczało, że w domu - prócz obowiązków gospodarczych - nic na mnie nie czeka. A do domu jadę z pracy godzinę, więc i tak bym zmokła. Jak myślicie, co wygrało - Rakowiecka, czy pranie?
Rakowiecka to jest taka fajowska ulica na Mokotowie, wokół której znajduje się większość ważniejszych zabytków międzywojnia. Ciekawe, czy ktoś dziś zrozumie, czemu to ulica z Moskwy przez więzienie do pętli, albo czemu to jest najdłuższa ulica w Warszawie, chociaż ma tylko półtora kilometra.
Pamiętam dyskusję na uczelni po zburzeniu kina Moskwa i wybudowaniu centrum, które wyglądało jak "a pile of shit" - jak to napisał jeden z moich wykładowców w jednym z anglojęzycznych warszawskich czasopism. Pasowało mu kolorem i kształtem...
Przed I wojną Mokotów to letnisko było, mieszkało tam jakieś 28 tysięcy ludzi (przed drugą już 89 tysięcy). Na Rakowieckiej w ramach budynków murowanych to stał sierociniec dla dziewcząt Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności. Sierociniec mieścił później gimnazjum i szkołę, a potem znowu sierociniec, a teraz podobno znowu szkołę, tym razem muzyczną, będzie mieścić, jak już ją wyremontują generalnie. Na początku XX wieku obok sierocińca postawiono więzienie, takie na 800 osób, z trzema kaplicami na terenie: prawosławną, katolicką i żydowskim domem modlitw. Bardzo nowoczesne, jak na ówczesne warunki.
I to by było na tyle przed I wojną. A, przepraszam, jeszcze koszary, koszary musiały być, bo tam przecież pole marsowe było.
A jak w 1916 wszystko ruszyło, to hoho! W 1928 albo 29 rozpoczęła się budowa osiedla MSW Szare Domy, projektu Stefanowicza. Funkcjonalistyczne bloki, licowane szarą cegiełką, kryły zielone podwórze. W suterenach były pralnie, od frontu - od Rakowieckiej - sklepy i kawiarnio-stołówka, było też coś w rodzaju świetlicy, rano zajmowanej przez prywatną szkołę, prowadzoną przez spółdzielnię. W tym samym czasie powstała też większość pozostałych budynków po nieparzystej stronie ulicy. Parzystą zajmować miały uczelnie i instytucje, jak zresztą jest do tej pory. Wielka Różowa SGH też planowana była przed wojną, tyle że Witkiewicz-Koszczyc nie zdążył jej postawić. Niektórzy spierają się, że Wielka Różowa jest socrealistyczna, bo powstała w latach pięćdziesiątych, ale wydaje mi się, że budynek jest dość spójny ze zbudowanymi wcześniej Biblioteką i Pawilonem Doświadczalnym (aka Budynek A). Szukałam w różnych źródłach, ale Aula Spadochronowa w Wielkiej Różowej tak się nazywa chyba wyłącznie ze względu na kształt dachu...
Hipernowoczesny (nawet dziś, po przeszło pół wieku) żyletkowy Leykamowski Państwowy Instytut Geologiczny kryje (trzeba wjechać w Wiśniową) akademicki klasycyzm Lalewicza. Charakter pracy naukowej w ogóle wymaga spokoju, umożliwiającego skupienie myśli, różnorodność prac, które mają być wykonywane w P.I.G., prócz tego jeszcze - zupełnej izolacji poszczególnych pracowników-specjalistów. Lokal P.I.G. musiałby przeto być położony w miejscu zacisznem, z dala od wielkomiejskiego rozgwaru i hałasu ulicznego; musiałby on, dalej, składać się z kilkudziesięciu pokojów odosobnionych, łączących się ze sobą tylko za pomocą kurytarzy. - pisano prawie sto lat temu, kiedy ogłaszano konkurs na budynek i zastanawiano się nad lokalizacją. Tia, Rakowiecka zdecydowanie jest z dala od wielkomiejskiego rozgwaru... Zaraz po PIG (po tym starym, Lalewicza) tuż obok Brukalski stawia Sztab Generalny Wojska Polskiego, przykład "dojrzałego funkcjonalizmu opartego na klasycyzmie", jak piszą w mądrych artykułach po angielsku - bo po polsku figę z makiem się znajdzie o Rakowieckiej 4a. Te fajowskie wieżyczki z frapującymi płytami na elewacji to są klatki schodowe, tyle udało mi się ustalić.
Hipernowoczesny (nawet dziś, po przeszło pół wieku) żyletkowy Leykamowski Państwowy Instytut Geologiczny kryje (trzeba wjechać w Wiśniową) akademicki klasycyzm Lalewicza. Charakter pracy naukowej w ogóle wymaga spokoju, umożliwiającego skupienie myśli, różnorodność prac, które mają być wykonywane w P.I.G., prócz tego jeszcze - zupełnej izolacji poszczególnych pracowników-specjalistów. Lokal P.I.G. musiałby przeto być położony w miejscu zacisznem, z dala od wielkomiejskiego rozgwaru i hałasu ulicznego; musiałby on, dalej, składać się z kilkudziesięciu pokojów odosobnionych, łączących się ze sobą tylko za pomocą kurytarzy. - pisano prawie sto lat temu, kiedy ogłaszano konkurs na budynek i zastanawiano się nad lokalizacją. Tia, Rakowiecka zdecydowanie jest z dala od wielkomiejskiego rozgwaru... Zaraz po PIG (po tym starym, Lalewicza) tuż obok Brukalski stawia Sztab Generalny Wojska Polskiego, przykład "dojrzałego funkcjonalizmu opartego na klasycyzmie", jak piszą w mądrych artykułach po angielsku - bo po polsku figę z makiem się znajdzie o Rakowieckiej 4a. Te fajowskie wieżyczki z frapującymi płytami na elewacji to są klatki schodowe, tyle udało mi się ustalić.
Intensywny spacer uliczkami między Rakowiecką i Narbutta, czy nawet dalej, Dąbrowskiego, pozwala znaleźć nie tylko modernistyczne kamienice, ale i słodkie wille w sporych ogrodach.
Fajnym odkryciem była dla mnie zdecydowanie stuletnia kamienica przy Kazimierzowskiej 76a, w podwórku, przy ciągu garażowatych budynków kryjących m.in. centrum pomocy dla ofiar przemocy czy jakoś tak. Sama kamienica była (a może wciąż jest) siedzibą modnego miejsca dla dzieci, tego z gatunku eko-sreko-indywidualny rozwój blabla, ale wygląda przecudnie z wierzchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli post ma więcej, niż dwa dni, Twój komentarz ukaże się po moderacji.